Dzisiaj się fatalnie
czuję i boli mnie głowa.
Jest wieczór, trochę zimno, ponury nastrój. Właśnie myję mojego synka.
Jutro z niechęcią pójdę do pracy, jak co dzień.
Nie chce mi się, ale i tak muszę iść.
Dzień podobny do dnia.
Z utęsknieniem czekam odmiany.
Z tą właśnie myślą wsiadłam do tramwaju nr 22, którym co dzień jeżdżę
do pracy. Gdybym chociaż wsiadła do szóstki, to byłaby jakaś odmiana
w moim życiu. Także, jak zwykle, wszedł pan, który ogłasza wszem i wobec,
że jest nosicielem wirusa HIV i zbiera na mleko i chleb. I tak, jak mam
w zwyczaju, dałam mu przeznaczoną na ten cel złotówkę. Gdybym chociaż
mu dała dwa złote, byłaby to jakaś odmiana.
Ale czy taka odmiana mnie satysfakcjonuje? Czy na taką odmianę czekam?
Nagle tramwaj przystanął i okazało się, że z powodu awarii, bliżej nie
określonej, zmienia trasę. Wobec tego spóźnię się do pracy! Co nie zdarzyło
mi się od dawna. Chyba nie o takiej odmianie marzyłam.
Odwracam się w drugą stronę i napotykam wzrok dawno nie widzianej koleżanki.
Serdecznie się witamy.
- Cześć, co słychać? - pytam.
- - W porządku, co u Ciebie? - odpowiada koleżanka.
- - Codziennie ta sama monotonia. Jestem już tym mocno znudzona i zmęczona.
Czy Twoje życie wygląda podobnie?
- -Do pewnego czasu tak, lecz dostałam propozycję wyjazdu do Afryki i
ostatnie pół roku pracowałam tam pomagając dzieciom z ramienia Polskiego
Czerwonego Krzyża. Na co dzień spotykałam się z biedą, brudem, z niesprawiedliwością.
Po tym pobycie człowiek potrafi docenić to, co ma w domu.
- Tramwaj zatrzymał się i stwierdziłam, że muszę wysiąść, aby moje spóźnienie
do pracy nie było zbyt duże. Myśląc o tym, co powiedziała mi Karolina,
zaczęłam zastanawiać się, czy na pewno potrzebuję odmiany.
- Wychodząc z tramwaju złamałam obcas i przewróciłam się.
-
- Dobrze, że nie złamałam nogi. Przechodnie patrzyli na mnie z uśmiechem,
ponieważ utykałam. Pomyślałam, że czeka mnie nowy wydatek na naprawę
obcasa lub zakup nowych butów. Może nowe buty spowodują jakąś odmianę
w moim życiu?
- Przypomniałam sobie o przesądzie, że buty oznaczają podróż. Może wyjadę?
Może kogoś poznam?
-
- Spojrzałam na zegarek i zorientowałam się, że jestem spóźniona. Szybko
udałam się na przystanek autobusowy, na którym stał przystojny mężczyzna.
- W tym momencie zaczęłam żałować, że nie mam swojego samochodu. Miałam
kiedyś okazję kupić, ale wybrałam częściową spłatę domu.
- Oczywiście nie zdecydowałam się podejść do niego, ale ucieszyłam się,
że wsiedliśmy do tego samego autobusu. Jadąc łapałam się na tym, że coraz
częściej patrzyłam w jego stronę. Kogoś mi przypominał, ale nie mogłam
przypomnieć sobie kogo.
- Nagle mój wzrok padł na jego skarpetki. Japoński wzorek i to wschodzące
słońce... Tak, teraz rozpoznałam te stopy. To był Hozumi stary kumpel
z wojska
- ( cesarskiego).
- W tym momencie postanowiłam wymazać go z pamięci.
- On też mnie zauważył. Zaczął podchodzić do mnie. Wystraszyłam się i
postanowiłam jak najszybciej uciec z autobusu.
- Nie zdążyłam wysiąść. On zaczął zbliżać się w moją stronę, byłam przerażona.
Podszedł.
- Mimo desperackiej próby niezauważenia starego znajomego, mężczyzna
nonszalancko uśmiechnął się i powiedział kilka zdawkowych słów, żeby
się przywitać. Próbowałam znaleźć odpowiednie słowa, aby szybko zakończyć
rozmowę. On jednak nalegał na chwilę rozmowy i nie chciał zrezygnować.
Jedyne, co przyszło mi do głowy, to umówienie się z nim o 19:00 w kafejce,
którą oboje dobrze znamy. Kiedy wysiadłam z autobusu i szłam do pracy
byłam pewna, że nie pójdę na to spotkanie. Ale jednak zaczęłam się zastanawiać.
- Jednak po wejściu do budynku, odbębnieniu zdawkowych przeprosin za
spóźnienie bo znów te korki- zobaczyłam te same, karykaturalne maski
pozakładane na twarze współpracowników będących w ciągłym pędzie za karierą
w tym nieustającym wyścigu szczurów. Powiedziałam sobie: Dość tego,
dlaczego ja, atrakcyjna, młoda, inteligentna o wspaniałym imieniu Magdalena,
mam tak żyć? Dlaczego? Ledwie zdążyłam wypowiedzieć w duchu te słowa,
zajęłam swoje stanowisko przy biurku. Byłam już niemal pewna, że wieczorem
będę się dobrze bawić ze znajomym, zmienię swoje życie. Praca, jak zawsze,
nie wniosła żadnych nowości, w końcu czego można się spodziewać odbierając
telefony i informując ludzi o nowych promocjach, o tym, iż minuta połączenia
w takiej to a takiej taryfie kosztuje złoty dwadzieścia, a innej znowu
dziewięćdziesiąt dziewięć groszy. Mimo wcześniejszych postanowień los
nie pozwolił mi do końca zadecydować o życiu. Kiedy wracałam do domu,
zadzwoniła komórka, w słuchawce odezwał się znajomy głos. Dowiedziałam
się, że ów znajomy głos należy do umówionego ze mną mężczyzny. Usłyszałam,
że:
-"Chyba nic nie wyjdzie z naszego dzisiejszego spotkania".
Te słowa zabolały mnie. Dawno nie miałam takiej ochoty i determinacji,
by coś zmienić. Jego usprawiedliwienie tym bardziej zbiło mnie
z nóg. Leżał w szpitalu.
- Bezzwłocznie zabrałam najistotniejsze rzeczy jakie były pod ręką, a
jakie przydałyby się mu w długich godzinach szpitalnej rekonwalescencji:
książki, discmena, kilka płyt. Mimo, że nie życzył sobie żadnej wizyty,
wiedziałam, iż muszę go odwiedzić, dowiedzieć się prawdy, faktów, które
przemilczał podczas naszego ostatniego spotkania, a które miały kluczowe
znaczenie dla moich poszukiwań. Był jednym z przewodników, wiedziałam
o tym, instynktownie wyczułam to od pierwszego z nim spotkania.
- Był to jedyny argument na rzecz kontynuowania naszej znajomości.
- Wyszłam na dwór. Uderzyło mnie zimne, listopadowe powietrze oraz swąd
palonej siarki. Gdzieś grzmiały raz po raz oddziały artylerii, ryk karabinów,
krzyki mordowanych dzieci i kobiet. Był wrzesień 1939 r.
- Poszłam pośpiesznie kilka przecznic dalej i nagle stanęłam u brzegu
przepaści wyrwy zrobionej przez gigantyczna eksplozję. Nade mną majaczyły
galaktyki, obłoki, mgławice i konstelacje.
Nagle, tuż za moimi plecami, nastąpił wybuch. Poczułam, jak kawałki rozgrzanego
żelaza, wbijają się w moje ciało. Fala uderzeniowa pchnęła mnie w przepaść.
Pod wpływem szoku powróciłam do rzeczywistości. Postanowiłam jechać do
poradni zdrowia psychicznego, żeby wrócić do równowagi.
Po udzielaniu porady przez specjalistę pojechałam do swojego znajomego
po wypadku.
Zobaczyłam go na oddziale intensywnej terapii, nieprzytomnego, podłączonego
pod respirator.
Był to kolejny szok, wstrząs, który przeżyłam wystarczył, by coś we mnie
pękło. Wydarzenia ostatnich dni spowodowały, że życie zaczęło wydawać
się mi jakby bańką mydlaną, która w każdej chwili może prysnąć
Zaczęłam dochodzić, co stało się mojemu znajomemu. Rozpoczęłam prywatne
śledztwo. Udałam się do swojego znajomego detektywa. Po tygodniowym śledztwie
odkryliśmy dowody na to, że sprawcami wypadku byli przybysze z obcej
planety,
którzy planowali zdobywać doświadczenia z osobami pochodzącymi z planety
Ziemia.
Zaczęłam podejrzewać, że detektyw sam miał problemy z określeniem swojego
miejsca w świecie.
Zaczęłam więc sama myśleć, kim dokładnie jest mój znajomy. Do tej pory
prowadziła bardzo monotonne życie, więc pewne urozmaicenie na pewno coś
by odmieniło. Skontaktowałam się z bliską przyjaciółką detektywa. Na
kawie spotkaliśmy się w jednym z najbardziej tajemniczych miejsc w okolicy.
Miejsce to od zawsze kojarzyło się z ludźmi powiązanymi z magią, dlatego
ja ta zagubiona i niepewna jutra kobieta, czułam się bardzo zakłopotana
idąc tam. Jednak, gdy zobaczyłam ją w oddali, uspokoiłam się nieco. Nie
wiedziałam, czego się spodziewać, przez co mój strach narastał. Kobieta
okazała się być sympatycznie wyglądającą blondynką o zaskakująco idealnej
figurze. Gdy podeszła bliżej, ujrzałam jej przenikliwe spojrzenie.
- To pewnie ty się chciałaś ze mną umówić.
- Tak. W sprawi...
- Wiem - przerwała dość ostro - nie mówmy o tym w tym miejscu, bo ktoś
jest gotów nas usłyszeć.
- Ale przecież tu nikogo nie ma!
- Chodź! - prawie krzyknęła.
Chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam. Nawet się nie opierała. Szłyśmy w
miejsce, gdzie nikt by nas z pewnością nie usłyszał. Gdy doszłyśmy, nic
nie mówiąc, usiadłyśmy w wygodnych fotelach.
- Ninitomanaa jestem.
- Ja nazywam się...
-... wiem! - to było trochę drażniące, ale była mi potrzebna.
- Dokładnie znam Twój problem. Już kiedyś się nad tym zastanawiałam.
Prawdopodobnie naszego znajomego kiedyś zabrano w pewne miejsce, którego
nazwy nie mogę Ci wyjawić. W każdym bądź razie jest on cały czas skanowany
przez pewne kobiety. Radzę Ci szczerze. Oddaj tę sprawę mnie. Proszę
-dodała cicho
.
Wróciłam po spotkaniu do domu. Nie mogłam zasnąć, gdy przypomniałam sobie,
czego dowiedziałam się o detektywie. Przestałam myśleć tylko o swoich
problemach, ogarnęła mnie empatyczność. Przerażenie przeszyło mnie na
wskroś. Skanowany znajomy -tego jeszcze nie było! Dlaczego muszę spotykać
zawsze jakichś dziwaków, czy ja jestem normalna? - pytałam swoje odbicie
w lustrze. Kobieta z lustra mrugnęła obojgiem oczu. Zamarłam. Nie minęło
więcej jak kilka sekund, gdy usłyszałam dzwonek. Wstałam z wielkim trudem,
z dziwnym lękiem i otworzyłam drzwi. Zobaczyłam detektywa!!! Zemdlałam.
Ocknęłam się po stu latach. Świata już nie było. Bóg umarł. Ludzie przemienili
się w proch. Zostałam tylko ja i detektyw. Możemy stworzyć wszystko od
nowa.
Czy to dobre zakończenie? Nie wiem, sami odpowiedzcie sobie na to pytanie.
|
Nr 3
Nr 4
Nr 10
Nr 11
Nr 1
Nr 2
Nr 4
Nr 3
Nr10
Nr 5
Nr 6
Nr 6a
Nr 3
Nr 8
Nr 9
Nr 4
Nr 14
Nr 2
Nr 3
Nr 11
Nr 15
Nr 8a
Nr 1
Nr 4
Nr 3
Nr 10
Nr 11
Nr 5
Nr 8
Nr 9
|
Domofon. Przycisk nr 3. Drzwi otwierają
się Na środku korytarza już czeka na mnie właścicielka tego
mieszkania-Matka Polka. Tu powstaje pierwsze zdanie opowiadania.
Jestem w przedpokoju. Kobieta około 30 lat, ubrana w wygodne domowe ciuchy.
Widzę ogromne, specjalnie zbudowane legowisko dla psa.
Stoję w drzwiach. Z mieszkania wychodzą goście. Młody ojciec stwierdza,
że nie ma dla mnie czasu. Jednak w pośpiechu dodaje do opowiadania jedno
zdanie.
Rozmowa w drzwiach. Nieśmiała pani około 50 lat.
Długo namawiam ją do wzięcia udziału w moim projekcie.
( Ludzie są nieufni?! ) Młoda dziewczyna oczywiście nie wpuszcza mnie
do domu. Jest niesamowicie zaskoczona. Z trudem przychodzi jej wymyślenie
czegoś.
Ul. Szlak 4
Nieduża kobieta w ogromnych drzwiach. Dyktuje mi zdanie. Uśmiecha się.
Zamyka drzwi.
W końcu jestem w przedpokoju! Młody niczym niewyróżniający się student.
Radosna studentka. Zaprasza mnie na herbatę. Duży, drewniany stół, czajniczek,
filiżanki, spacerujące koty. Sympatyczna rozmowa. Cieplutki klimat.
Tymczasem wraca do domu babcia z dziadkiem poznanej przeze
mnie dziewczyny. Starsza pani również angażuje się w kolejne
losy bohaterki opowiadania.
Wraz z orszakiem imieninowym, który spotykam na korytarzu, z kwiatami
i prezentami, wchodzę do mieszkania. Solenizant ze swoją córeczką biorą
udział w projekcie.
Ul. Sobieskiego 19
Stoję w drzwiach. Chłopiec około 16 lat. Właśnie wrócił ze szkoły. Podchodzi
do nas jego babcia. Nie jest zadowolona, że ze mną rozmawia. Woła go
na obiad.
Sympatyczny dziadziuś. Gdy odchodzę Wychodzi na korytarz zapalić światło,
abym miała widno.
Starsza kobieta podpierając się fioletową kula inwalidzką zaprasza mnie
do środka mieszkania. Światło słoneczne napełnia cały pokój. Jest niesamowicie
widno!! Staruszka również zapala mi światło na korytarzu.
Ul.Łobzowska 35
Młoda matka. Obok niej kaszlące dziecko. W powietrzu unosi się zapach
racuchów.
Kobieta około 40 lat. Szybko załatwia sprawę ze mną. Śpieszy się. Właśnie
gotuje obiad.
Kolejna młoda matka. Dwójka dzieci wyglądających przez
dziurę w drzwiach od pokoju, spowodowanej brakiem szyby.
Siedzę przy stole, piję herbatę. Dzieci oglądają bajkę
na video.
Ul.Spasowskiego 1
Młody, przystojny mężczyzna. Siedzimy w przedpokoju na błękitnej
skrzyni.
Wizyta trzydziestosekundowa. Kobieta twierdzi, że nie ma czasu, jest
zapracowana. W ręku trzyma okulary.
Ul. Spasowskiego 2
Przedpokój. Studentka w czerwonym sweterku.
Niewiasta. Spotykam ją na korytarzu. Wraca do mieszkania. Otwierając
drzwi dyktuje mi tekst .
Kolejny przedpokój odwiedzony przeze mnie. Piękna dziewczyna.
Dwóch studentów. Od razu zapraszają mnie do kuchni. Piję herbatę, jem
chlebki WASA z dżemem. W prezencie dostaję całe opakowanie pieczywa chrupkiego.
Okazuje się, że mają znajomych w tej samej kamienicy, w której mieszkam.
Jest u nich bardzo wesoło.
Przychodzi do mieszkania trzeci współlokator. Dopisuje tekst.
Ul. Łobzowska 47 Młody chłopak. Włosy związane w kitkę. Zaprasza mnie do
środka. Proponuje kawę. Odmawiam. Szybko zabiera się do pisania.
Pisze, pisze...
Czeka na niego kolega. Wszędzie dookoła widzę książki historyczne.
Ul. Św. Teresy 16 Ciasny pokoik. Rodzeństwo. Mała dziewczynka i jej starszy
brat. Siedzimy przy biurku. Włączona lampka. Pan w szlafroku. Kładł się już spać. Zaprasza mnie do środka.
Kawy? Herbaty? Dziękuję ! Siedzimy przy ogromnym, drewnianym
stole. Bardzo dużo śmiejemy się. Mężczyzna z zawodu jest
górnikiem.
Ul. Łobzowska 57 Studentka i student w drzwiach. Ona niżej, on wyżej.
Uczą się do egzaminu, nie mają czasu.
Ul. Sobieskiego 7
160m2. Dziewięć lokatorek. Zastaję jedną. Proponuje mi kawę, herbatę.
Ja ponownie odmawiam. W przedpokoju znajduje się zepsute ksero.
Ul. Sobieskiego 5 Trzech chłopców. Przychodzę w momencie, gdy sprzątają mieszkanie.
BRAWO.
Przedpokój. Sympatyczna pani śpieszy się na autobus. Stwierdza:
Do s.f. już nic nie wymyślę. Jednak...
Krótka rozmowa w drzwiach. Młody chłopak. Pamiętam go najmniej mniej
ze wszystkich osób, które odwiedziłam.
Dwie dziewczyny i chłopak. Właśnie przeprowadzają casting na nowych współlokatorów.
Piję kawę ze śmietanką i czytam wiersze, wydane w tomiku autorstwa osób
z mieszkania nr 9. Jedna z dziewczyn przeprowadza pokaz przewodnictwa
prądu grafitem ( rysik z ołówka + lampka Druga z dziewcząt bierze do
ręki zeszyt. Pisze...
Oddaje mi. Koniec opowiadania! Jestem zaskoczona. Miałam od nich wyjść
i pójść dalej...a tu koniec.
|