galeria sztukpuk | wydarzenia | galerie | forum-teksty | recenzje | archiwum | linki | kontakt

 

Roman Wysogląd Poczet potworów krakowskich ( od połowy lat 60 ubiegłego wieku do dzisiaj )

część 22, (dotychczasowe odcinki)>>>

 

Czasami życie bywa śmieszniejsze niż śmierć. Albo odwrotnie. Tego prostego faktu, tak samo, że Kraków jest miastem magicznym, nikomu nie należy przypominać.
Ale przecież miasto to przede wszystkim ludzie. Bez nich największa nawet metropolia wygląda jak Skarżysko Kamienna. Czyli strasznie.
A już szczególnie w Krakowie, ludzie plączący się po nim tworzą dziw-ny konglomerat artystów, pijaków, lumpów... czy diabli wiedzą, kogo jeszcze. A wszystko na przestrzeni kilku kilometrów kwadratowych, czyli centrum miasta z niewielkimi tylko przynależnościami.
W żadnej, znanej metropolii na świecie nie przypada tylu dziwaków na metr kwadratowy, jak właśnie w Krakowie.
I o nich będzie ta opowieść, szczególna, ponieważ nie zamierzam ograniczać się jedynie do zdawkowego opisu poszczególnych osobni-ków, ale postaram się opowiedzieć o nich najwięcej jak tylko się da, cho-ciaż prawie w każdym przypadku tak zwana prawda może, i będzie, po-dejrzana, czasami niesmaczna czy wręcz obrażająca.
Ale przecież nie ma, na co, czy na kogo, obrażać się. Po prostu tak by-ło. Dla uniknięcia niepotrzebnych, czy listów na następnej stronie tej ma-gicznej opowieści podaję adres oraz godziny urzędowania adwokata, do którego wszyscy mający jakiekolwiek pretensje winni zwracać się bezpo-średnio nie zawracając dupy tak autorowi, jak i wydawcy.
Pomysł napisania tej książki przyszedł min - jak się to idiotycznie mówi - do głowy w roku 1986. Zaprosiłem do współpracy Andrzeja Warzechę, który miał opisać szeroko pojęte środowisko plastyczne, Ryszarda Sadaja odpowiedzialnego za literaturę oraz Jerzego Skarżyskiego, który miał to wszystko zilustrować swoimi niepowtarzalnymi rysunkami swo-istych demonów.
Ale, niestety nic z tego pomysłu nie wyszło, chociaż Warzecha ogłosił w Dzienniku Polskim rozpoczęcie pracy nad tym wybitnym dziełem i nagle zaczęli się do nas zgłaszać różne dziwne typy z propozycjami, iż chcieliby się w tej swoistej monografii znaleźć.
Warzecha jednak, podobnie jak Sadaj, niestety nie wyszli z pisaniem poza kilka suto zakrapianych spotkań towarzyskich, jedynie jak zawsze Jerzy Skarżyski gotowy był do pomocy w niełatwym dziele odsłaniania, lub przypominania prawdy. Jeżeli, naturalnie, taka istnieje. Chociaż powinna.
Dzisiaj, kiedy nie ma już Jerzego, Jerzego Warzecha w tajemniczy spo-sób nie wyjeżdża poza Prokocim, a Sadaj zmaga się z trudnościami pro-zaicznej ( nomen omen) trudnościami egzystencji przy Krupniczek 22 próbę napisania tej książki podejmuję sam, zdając sobie całkowicie sprawę z konsekwencji wynikającej z prostego faktu ułomności pamięci, jak i obszerności tematu.
Warto jednak spróbować, ponieważ Kraków - jedno z najpiękniejszych miast na świecie - obok Pragi i Budapesztu, wszystkie pochodzenia proaustriackiego, jest tego zwyczajnie wart.
A jeszcze bardziej ludzie w nim stepujący, próbujący jakoś żyć, two-rzyć, pić lub zwyczajnie nienawidzić, zasługują na szacunek, czyli pamięć, jakakolwiek by nie była.
Opowiem o miejscach, w których bywaliśmy, czyli w nieistniejącym już barze hotelu Francuski, Rio, Empiku, Jaszczurach, Klubie Dziennikarzy, Piwnicy pod Baranami, plus nieznana i nie do policzenia ilość redakcji, melin, czyli prawie wszystkie miejsca, w których przez ostatnie czterdzie-ści lat kwitło życie, nie wiadomo, dlaczego zwane towarzyskim.
Opowieść ta nie będzie podzielona na działy: pisarze, literaci, ( ponie-waż przynajmniej dla mnie, to nie to samo), plastycy, aktorzy, lumpy oraz inni.
Jaki jest Kraków każdy wie, albo przynajmniej powinien, zaś, jacy mieszkali ( lub mieszkają nadal) w nim ludzie postaram się opowiedzieć, chociaż mam wątpliwości, czy zapamiętałem przynajmniej większość z nich.

 

Zbigniew Paleta - Pan Skrzypek na dachu świata.

Podobno potrafi zrobić ze skrzypcami wszystko, a przede wszystkim genialnie na nich grać.
Jak dziecko legenda okolic Placu Biskupiego, a w wieku późniejszym nie tylko Krakowa, ale i całego, kulturalnego świata.
Szalenie trudno byłoby znaleźć, chociaż jedno, znane w świecie muzyki wydarzenie, z którym nie jest związane nazwisko Palety.
Zespół Ewy Demarczyk, Skaldowie, Piwnica pod Baranami, a przede wszystkim sławna Anava, zresztą uznawana przeze samego Zbyszka za najbardziej fascynujące wydarzenie w jego artystycznej biografii.
Do tego występy z orkiestrami grającymi muzykę nie wiadomo, dlaczego zwaną poważną, ze szczególnym uwzględnieniem atencji składanych Zbyszkowi przez samego mistrza, profesora Katlewicz.
Od lat mieszka w mieście Meksyk, podobno wymyślonym przez Sławomira Mrożka jako kara za traktowanie Krakowa jako prowincjonalnej dziury.

Jan Kanty Pawluśkiewicz, architekt, kompozytor, malarz.

Większość, nie tylko krakowian, zna pewnie dokonania Kantego o wiele lepiej i dokładniej niż on sam.
Cóż nowego można jeszcze opowiedzieć o tym uroczym, zamkniętym w sobie góralu z Nowego Targu?
Wiele, ale każde słowo będzie niczym więcej jak tylko dopisywaniem kolejnych sloganów do wiecznej laurki.
Jakby to było wczoraj dokładnie pamiętam ślub Sylwii i Kantego w początkach lat siedemdziesiątych w Zakopanym, zabawa, która zaczęła się w sławnym Orbisie z czasem przemieniła się w refleksję nad życiem, sztuką, wiecznością, czyli tematami zawsze obecnymi w twórczości Kantego.

Leszek Piskorz, aktor, który zawsze wiedział, czego chce.

Do sławy i uznania w teatrze dochodzi się dwiema drogami. Natychmiastowym sukcesem zaraz po debiucie, albo systematyczną pracą, co prawda obliczoną na lata, ale w konsekwencji prowadzącą ku laurom, zaszczytom i uznaniu.
Leszek rozpoczął wspaniale rolą Jaśka w Weselu chyba jednak bardziej pana Wajdy niż Wyspiańskiego, ale później jego " kariera " teatralna jakby ruszyła własnymi ścieżkami.
Grał dużo, bywał rozpoznawalny, Pamiętnikiem wariata wg.Gogola granym pewnie z tysiąc razy udowadniał słuszność wybranej drogi.
I oto nagle, między innymi dzięki talentowi, jak i pracy społecznej na rzecz środowiska ( Spatif, Związki Zawodowe, Artystyczne Rady Teatru, różne tam Loże) Leszek stał się, okazał, wyrósł - niepotrzebne skreślić - jednym z najbardziej rozpoznawalnych aktorów miasteczka zwanego Kraków.
Do tego został wykładowcą w Szkole Teatralnej przysposabiając do zawodu przyszłych komediantów, czy kobiet - aktorek, którym płaci się wyłącznie za noszenie biustu pomiędzy godzinami 19.15. a 22.00.
Poza tym Leszek bywa, wszędzie go pełno. Od południowej kawy w Rio po najbardziej dziwne dla aktora miejsca, jak na przykład społeczna rada klubu piłki jeszcze kopanej Wisła.
Nagle i niespodziewane okazało się, iż artystyczny Kraków nie potrafi ( i nie może) bez Leszka Piskorza istnieć, egzystować, żyć.
I między innymi o to w tym wszystkim chodzi. Prywatnie pamiętam Leszka z końcówki lat 60-tych, kiedy wtedy jeszcze jako student PWST codziennie o godzinie 22 minut 14 odprowadzał pewną dziewczynę do autobusu linii 124 startującego wtedy z Placu Matejki.
W życiu nie spotkałem później mężczyzny bardziej wyglądającego na zakochanego w kobiecie, ale jak to w życiu bywa - szczególnie autobusowym - panna wyjechała do USA i nie powróciła a Leszek, pewnie z rozpaczy postanowił udowodnić wszystkim, a przede wszystkim sobie, iż wybitnym aktorem mimo wszystko zostanie. I o dziwo słowa dotrzymał.

Leszek Długosz, bard niezastąpiony.

Bez pana Długosza Kraków byłby smutniejszy, i to bardzo. Nie mam, co do tego żadnych wątpliwości.
Wspaniałe lata sześćdziesiąte i niezapomniana już nieistniejąca TA Piwnica pod Baranami zupełnie, jakby od niechcenia, potrafiła kreować gwiazdy świecące pełnią blasku aż do dzisiaj. Jedną z nich bez wątpienia był ( jest) Leszek Długosz.
Sławny Bal Piwnicy w Pieskowej Skale stał się pewnie - chociaż mogę się mylić - słupem, jak to się idiotycznie mówi - milowym w karierze artysty.
A później już spokojnie poleciało swoim, czyli Leszka śladem, na stałe odciskającym swoje piętno na polskiej piosence poetyckiej. Jakże niezapomniane koncerty z akompaniamentem wspaniałych muzyków z Grecji.
Setki piosenek, w tym ta dla mnie najpiękniejsza, czyli opowiadająca o poecie, u którego cztery żony, są do dzisiaj nieosiągalnym dla nikogo wskaźnikiem ( jak to się ładnie w pewnych, dość zresztą dziwnych czasach, mówiło o produkcji, w tym artystycznej) jak powinna " wyglądać " piosenka doskonała.
Dzisiejsze " gwiazdki " w rodzaju panów Piaseckiego, Rynkowskiego czy pomniejsze Brodki lub Kaje za żadne pieniądze nie powinny zostać dopuszczane na odległość mniejszą niż sto kilometrów, nawet w celu wypastowania panu Długoszowi butów, jeżeli naturalnie ten miałby taki kaprys, w co osobiście wątpię, gdyż bywa człowiekiem nad wyraz skromnym i jakby nieśmiałym.
Ale tylko do momentu, kiedy pojawi się na estradzie. Wtedy wszystko idzie w zapomnienie, a zaczyna królować prawdziwa Sztuka. Słowo, co prawda coraz częściej zapominane, ale na szczęście nie przez pana Leszka.

Bracia Pysiowie ( prawie, że bliźniacy).

Ostatnio zapanowała dziwna moda na bliźniaków, tak, więc panowie Pysiowie wspaniale wpisali się w pejzaż dzisiejszej Polski.
Podobno jeden z nich jest aktorem, a drugi plastykiem ( od witraży), ale który jest, kim wiedzą podobno tylko nieliczni.
Pojawili się na firmamencie artystycznym Krakowa w latach siedemdziesiątych ( Teatr 38, Spatif) i chociaż ich drogi artystyczne, co jakiś czas krzyżowały się ze sobą nie sądzę by byli w stanie zastąpić jeden drugiego. To niewykonalne prawie jak bycie kobietą.
Podobno wymyślili krainę geograficzną zwaną Bieszczadami, ale w to nie wierzę. Jak na ludzi tak szalenie inteligentnych zbyt to prozaiczne i mało twórcze.

fot. Ewa Skrzyszowska, R.Bobek, archiwum
cdn... (dotychczasowe odcinki)

galeria sztukpuk | wydarzenia | galerie | forum-teksty | recenzje | archiwum | linki | kontakt


Copyright by "SZTUK PUK" 2001 - 2005 Kraków , Ryszard Bobek, Filip Konieczny