Tajniak w poezji
Wstaje jak większość ludzi o siódmej rano.
Na bohatera rzeczywistego preferuje go
sprawdzalna w pewnym stopniu lista płac.
Po śniadaniu rozkłada jezioro
i po tafli przechodzi w dotknięcie
postatutowego huraganu.
W nim jest nasz dom a tu zjawia się facet
i rozszczepia światło na okólniki
lub słowa podkreślone czerwonym ołówkiem.
Otacza się nićmi z wyleniałego nieba
i rodząca kobieta wydaje się niepotrzebną.
Dzień oczyszczenia odpływa z gnijącą wątrobą
i po trzydziestu latach spotkamy się na przedprożu
czarnej doskonałości.
Wtedy może wyjść na jaw, że to ja byłem tajniakiem
a on doskonałym poetą.
1969
( Z tomu: „Czterdzieści trzy pozycje robotnika spółkującego
z państwowym zakładem produkcyjnym”.