magazyn sztuki



Pierwsza biografia Jerzego Nowosielskiego!


Krystyna Czerni

"Nietoperz w œwištyni"


wydawnictwo ZNAK


Krystyna Czerni

"Nietoperz w œwištyni"

(fragmenty)


Częœć I

Rodowód



„Stryjenka strasznie przeżyła œmierć synów i trzymała Jurka pod kloszem – wspomina Barbara Nowosielska. – Nie było do niego dostępu. U nas czereda chłopaków grała w piłkę, ale stryjenka bardzo się bała, miała różne fobie, nie dopuszczała do Jurka, on nigdzienie wychylał nosa”.

— —

„Jak dziœ pamiętam pewne popołudnie – wspomina Nowosielski – gdy po jednej z rozmów z Jachimowiczem przeszedłem do drugiego pokoju i wtedy nagle wszystkie moje uprzednie wrażenia wyniesione z oglšdania obrazów van Gogha i Utrilla odżyły we mnie w jakiœ jedyny, niepowtarzalny sposób. Było to coœ, co umyka opisowi. Po prostu otworzyły mi się oczy na sztukę. To tak, jakbym nie uczšc się, zaczšł nagle mówić biegle jakimœ nie znanym mi językiem albo nie umiejšc, rzucony na głębokš wodę, zaczšł pływać.... Zobaczyłem obrazy i zapragnšłem zostać malarzem”.

— —

„To była doœć dziwna szkoła rzemiosła artystycznego, właœciwie œrednio-wyższa – wspomina Mieczysław Porębski. – Niemcom potrzebna była pewna iloœć szkół rzemiosła dla szkolenia œrednio biegłych niewolników – trzeba było coœ tam umieć polakierować, zrobić sztukaterię, tkactwo. Dlatego oficjalnie program był œciœle ograniczony do czysto praktycznych umiejętnoœci, ale profesorowie uczyli tego, co uważali za stosowne, to znaczy normalnie realizowali przedwojenny program”. (....) To właœnie w Kunstgewerbeschule Nowosielski spotyka przyjaciół, którzy kiedyœ wyrosnš na największe

osobowoœci polskiej sztuki.

— —

„On był jakiœ taki młodszy, jakby niedojrzały – wspomina prof. Irena Bajerowa, koleżanka z Kunstgewerbeschule. – Inni chłopcy to byli już prawie mężczyŸni, a on był taki doœć ciapowaty, jakby ťodklejony Ť. (....) To był miły i dobry chłopak, którego niestety przeœladowaliœmy – mea culpa – a dlatego, że się dowiedzieliœmy, że to jest Ukrainiec. To był czas, kiedy już się zaczęły różne rzezie na Wschodzie, wobec tego postanowiliœmy mu dać łupnia. Polegało to na tym, że na lekcji rzeŸby robiliœmy kulki i biliœmy w niego. My, to znaczy koledzy i koleżanki z grupy. No i waliliœmy w niego, a on tak grzecznie stał, nie bronił się. Może nawet nie wiedział dlaczego, bo myœmy mu nie powiedzieli”.

— —

Reguła studytów jest niezwykle wymagajšca, zbliżona do surowej reguły trapistów. (.....) Tak zapamiętał zakonny reżim Jerzy Nowosielski: „Podział doby był na trzy ósemki: 8 godzin modlitwy, 8 godzin pracy i 8 godzin wypoczynku. (....) Z tym że dla człowieka, który lubi modlitwę i w ogóle rozumie liturgię wschodniš, te 8 godzin modlitwy było właœciwie przyjemnoœciš, przecież z tym były zwišzane bardzo głębokie przeżycia estetyczne, literackie. (....) W ramach 8 godzin pracy było malowanie ikon, które

 

Korzenie

„Nie mam w sobie nic krwi polskiej – żartuje Jerzy Nowosielski, syn Łemka i spolonizowanej Austriaczki. – Jestem Polakiem, ale troszkę Ukraińcem, troszeczkę Niemcem. Kocham ten kraj i boleję nad tym, że jest on ukształtowany jednostronnie przez potrydenckš mentalnoœć rzymskokatolickš. A to jest kalectwo kultury tego narodu”. „jedno oko polskie, drugie ukraińskie” Wokół narodowoœci Jerzego Nowosielskiego narosło wiele mitów i nieporozumień.

Tak naprawdę niewiele wiedziano o jego korzeniach i rodzinie. On sam nie ułatwiał sprawy, kompletnie nie czujšc potrzeby jednoznacznych deklaracji: „Mnie moja narodowoœć zupełnie nie obchodzi. Najbardziej czuję się zwišzany z kulturš polskš, bo tu istnieję, ale także z ukraińskš i rosyjskš. (c) właœciwie jestem trójjęzyczny i czuję się jednakowo solidarny ze społeczeństwem polskim, ukraińskim i rosyjskim. To jest niewygodne, bo każda z tych grup może mnie posšdzać o nielojalnoœć, ale sš tacy ludzie, przecież Cybis był właœciwie dwunarodowoœciowy, w jednakowy sposób zwišzany z polskoœciš i z Niemcami, to było zresztš jego wielkš życiowš tragediš”. Pytanie o pochodzenie to teren ryzykowny i grzšski. Niektórzy mawiajš: „krew zawsze zachowa pamięć, skšd płynie”, jednak tam, gdzie pojawiajš się kryteria narodowe lub rasowe, ostre podziały grożš pułapkš przesšdów. Bo co się liczy bardziej: geny czy duch? Krew czy kultura? Decydujšcy winien być głos samego twórcy, owo dumne Tuwimowskie: „Jestem Polakiem, bo tak mi się podoba!”. Jednak historia nie każdemu przyznaje prawo do samookreœlenia, życie wœród obcych zmusza do trudnych wyborów, do kamuflażu. Kochany Jurku – pisze Tadeusz Różewicz do Nowosielskiego w połowie lat 80. – dla mnie było niespodziankš nie to, że okazujesz się chłodnym erudytš i natchnionym prorokiem – ale że jesteœ Łemko z pochodzeniac co ukrywałeœ przez 38 lat .... okazuje się, że wszyscy coœ ukrywamy.... ale skrzętni badacze naszych „korzeni” (jak to się teraz modnie mówi) zdemaskujš nasze „pochodzenie”.... O „włażeniu w korzenie” pisał z niekłamanš irytacjš już Karol Irzykowski. W jego czasach narodowoœć uważano za pewnego rodzaju fatum rasowe cišżšce nad każdym nowo narodzonym. Dziœ nie wypada myœleć w kategoriach rasy stałej i dziedziczonej – narodowoœć stała się faktem kulturowym, kwestiš wyboru. Jeœli

gdzieœ na ziemiach polskich był przedsmak takiego myœlenia, to właœnie na Kresach Wschodnich. Na Ukrainie były rodziny, w których każde pokolenie mówiło innym językiem i przyznawało się do innej narodowoœci. „Gdy się miało nianię Hucułkę, już się było Polakiem kultury ukraińskiej” – pisał Jerzy Stempowski, który dzieciństwo spędził na Wołyniu. Tadeusz Różewicz żartuje, że Nowosielski ma jedno oko polskie, drugie ukraińskie, w którym niekiedy widać „zły błysk”. Sam artysta cytuje czasem z rozbawieniem rosyjskiego historyka Dmitrija Iłowajskiego: Małoros po prirodie swojej gnusien i leniw. Termin Ukrainiec, przejęty od polskich romantyków, zastšpił używane wczeœniej Rusin lub Małorusin. Choć nazwa inna – klisze te same. Do zmiany stereotypu wystarczy zmiana perspektywy. Prof. Iwan Łysiak Rudnycki, wykładajšcy na amerykańskich uniwersytetach, tłumaczy fenomen Ukrainy w kategoriach westernowych, porównujšc mit Dzikich Pól do Dzikiego Zachodu. Gdy charakter narodowy Amerykanów opiera się na tradycji pierwszych osadników, ukraińskim „pionierem i kowbojem” jest dumny Kozak bronišcy stepów przed tatarskim zagrożeniem. Dla Polski więc Ukraina to czarna legenda dzikich „rezunów” i wiecznej rebelii, dla Rusinów – „szlachetny duch kozaczyzny i piętno ducha swobody”, które przywoływano na pierwszym zjeŸdzie Narodowego Ruchu Ukrainy w 1989 roku. Na zarzut, że niektórzy na siłę robiš z niego Ukraińca, Nowosielski protestuje: „Nigdy nie pozwalam z siebie czegoœ czy kogoœ robić! Ale przecież ja jestem w jakimœ stopniu Ukraińcem. Jeżeli się ma ojca Ukraińca, a matkę Polkę, siedzi się w kraju o dwu kulturach, to człowiek jest przynależny do obu tych kultur. Tylko ja nie wiem, co to znaczy być Polakiem i co to znaczy być Ukraińcem. Natomiast wiem, co to znaczy być człowiekiem. Jest pewien gatunek Ukraińców, którzy zawsze chcš ustalić, kto jest kto. Wielu takich Ukraińców patrzy na mnie spode łba, jak coœ robię w cerkwi, i pytajš: A wy chto? Jak to chto? Ja staram się być człowiekiem, nie zawsze mi to wychodzi, ale przynajmniej się staram”. Słynne Gente Ruthenus, natione Polonus – maksyma zasymilowanych Rusinów, którš lubił powtarzać prezydent Zyblikiewicz, pochodziła z czasów I RP. Ta tak chętnie przyjęta przez społeczeństwo polskie formuła brzmiała w istocie mocno protekcjonalnie, podobnie jak żydowskie: Judea nati, Poloniae educati. Czymże była, jeœli nie wyrazem przekonania o kulturowej niższoœci Ukraińców, niezdolnych do samodzielnoœci i niepodległego bytu? Pogarda dla „nieuczonych Rusinów” brzmi już w płomiennych kazaniach Piotra Skargi, przekonujšcego do Unii rusińskich władyków argumentem, że ich kapłaństwo „lepiej będzie przy katolikach uczczone”. Bardzo długo odrębnoœć narodowa Ukraińców była w ogóle kwestionowana. Wsparcie rozpadajšcej się monarchii habsburskiej, chcšcej przynajmniej zostawić po sobie trochę zamętu, sprzyjało lansowaniu tezy o „Ukraińcach – narodzie wymyœlonym przez Austriaków”. Jeœli tak zawiły jest ukraiński rodowód, cóż dopiero mówić o Łemkach. Sam Nowosielski żartuje: „Łemków wymyœlili etnografowie”. Ci beskidzcy górale, potomkowie wołoskich osadników, sš – obok Bojków i Hucułów – jednš z ukraińskich grup etnicznych zamieszkujšcych Karpaty, stšd inna ich nazwa: Karpatorusini.

Kto wie, czy najtrafniejszš nazwš nie jest okreœlenie z Pogórza Dynowskiego: Zamieszańcy. Łemkowie – zajmujšcy niegdyœ tereny Beskidu Niskiegoi Sšdeckiego, od Szczawnicy po Komańczę – sami majš kłopoty z tożsamoœciš, sš bardzo podzieleni. Opcja „proukraińska”, zwišzana z Cerkwiš greckokatolickš, czuje się częœciš narodu ukraińskiego, prawosławni separatyœci (opcja prorosyjska) uważajš Łemków za odrębny naród. Nie ma zgody nawet co do pisowni nazwy. „Budziciele ukraińscy – pisze Antoni Kroh – twierdzili, że Łemkowie to Ukraińcy o słabo uœwiadomionym poczuciu narodowym, rusińscy – że jest to gałšŸ narodu rusińskiego, odrębnego od ukraińskiego, o właœciwej sobie kulturze. Ukraińcy przyjęli pisownię Ëĺěęč, Rusini Ëĺěęű. Do dziœ nazwa własna tego samego narodu pisana jest na dwa sposoby, zależnie od poglšdów autora. Przez całe XX stulecie dwoistoœć i niejednoznacznoœć poczucia narodowego Łemków była – w rodzinach, po wsiach, w cerkwiach – Ÿródłem sporów, dramatów, politycznych zawirowań. (....) Słowa Łemkowyna na okreœlenie swego kraju użyje

Łemko orientacji rusińskiej, Łemkiwszczyna – ukraińskiej”. Podziały przetrwały. Doœć powiedzieć, że u progu III RP, w 1989 roku zarejestrowano dwie organizacje: Stowarzyszenie Łemków uważajšce Łemków za odrębny naród i Zjednoczenie

Łemków uznajšcych się za Ukraińców. „Narodowoœć to najbardziej sztuczna kategoria tożsamoœci, jakš sobie ludzie potrafili wytworzyć!” – rzuca gromy Nowosielski. Na staroœć jeszcze wyostrzył sšdy, demaskujšc nawet poczciwy patriotyzm: „to największa zaraza, jakš mogli wymyœleć, bo z patriotyzmu się potem rodzš nacjonalizmy. Jak słyszę słowo patriotyzm, to chwytam za rewolwer”. A jednak sędziwy malarz pod koniec życia modlił się (i liczył) po ukraińsku. Na Wielkanoc witał goœci rytualnym Christos woskriesie, na Boże Narodzenie œpiewał Boh predwicznyj i inne ukraińskie kolędy. Zachował\ œwietnš pamięć ojczystego języka i lubił powtarzać: Ja toże Ukrainiec. Dlatego należy – bez uprzedzeń – pytać o pochodzenie. To w gruncie rzeczy pytanie o to, „skšd przychodzimy i kim jesteœmy?”, jakże istotne dla artysty.

Naszš wyobraŸnię buduje dzieciństwo, pamięć pierwszych kolorów, zapachów, dŸwięków, zapisany w sercu kod pierwszych wzruszeń. „Włażenie w korzenie” nie musi oznaczać procentowego obliczania genealogii, lecz odtworzenie œwiata obrazów od urodzenia otaczajšcych i budujšcych człowieka. żniwa na Ukrainie Wielkie, bezkresne pole, wœród zboża krzštajš się żniwiarze: mężczyŸni, kobiety, dzieci. Właœnie przystanęli na chwilę odpoczynku, pozujš do zdjęcia. Ktoœ przysiadł na snopku zboża, wšsaty mężczyzna podaje kobiecie wielkš konew z wodš. W domowym archiwum Nowosielskich nie zachowało się wiele pamištek „ze Wschodu”. Jednš z piękniejszych jest ta fotografia żniw z poczštku XX wieku.

To częœć rodziny Nowosielskich: ciotka artysty Maria z Nowosielskich, jej mšż Mikołaj Gładki, ich dzieci: Stefa i Hala Czernysz, Tosia i Włodko. Trudno rozpoznać, czy to Czerniowce na Bukowinie, gdzie osiadła rodzina Marii, czy może łemkowska Odrechowa, skšd wywodzi się ta gałšŸ rodu Nowosielskich. Pół wieku póŸniej z tego sielskiego obrazu nie zostanie nic. Żniwiarze, wygnani z rodzinnej ziemi, rozjadš się po œwiecie: od kanadyjskiego Winnipeg po tarnopolski Husiatyn i radziecki Kijów. Ich powikłane, nierzadko dramatyczne losy będš wracać echem także w życiu Jerzego Nowosielskiego. Ojciec Stefan do końca życia będzie podtrzymywać z tš częœciš rodziny serdecznš, listownš więŸ, próbujšc zaradzić ich tragicznej rozłšce. Nieskutecznoœć tej pomocy pozostanie jego wyrzutem sumienia aż do œmierci. Wieœ Odrechowa (dziœ Odrzechowa) pod Sanokiem nie pielęgnuje łemkowskich pamištek. Na zaroœniętym, opuszczonym cmentarzu szczštki grobów, połamane, przewrócone krzyże. Jedyny œlad to tablica na dawnej cerkwi (dziœ koœciele parafialnym) ku czci ks. Iwana Zjatyka, zakatowanego w drodze na Sybir w Wielki Pištek 1952 roku. 27 czerwca 2001 roku papież Jan Paweł II zaliczył go w poczet błogosławionych. „To była daleka rodzina” – mówi Jerzy Nowosielski.

Żniwa. Rodzina Stefana Nowosielskiego, po lewej: siostra Maria z mężem Mikołajem Gładkim.

Czerniowce lub Odrechowa, ok. 1910 (?)


W Urzędzie Stanu Cywilnego gminy Zarszyn zaskoczenie: zachowały się metrykalne księgi sprzed I wojny, które dawno powinny trafić do Archiwum w Przemyœlu. W najstarszej „Księdze urodzeń” za rok 1884, strona 1, numer 14, widnieje wpis: Stefan Nowosielski, urodzony 12 kwietnia, ochrzczony 14 kwietnia, numer domu 77, religia katolicka, syn Mikołaja Nowosielskiego, rolnika (syna Michała i Katarzyny Spinak) i Anny Nowosielskiej z domu Madarasz (córki Andrzeja rolnika i Marii Cupryk). Patrini: Michael Żynczak, Anna Skrobała agricole ex Odrechowa, baptisavit a confirmavit: Antoni Ławrowski,

parochil in Odrechowa. Nazwisko Nowosielski ma rodowód szlachecki. W Poczcie szlachty galicyjskieji bukowińskiej (Lwów 1857) widnieje wielu Nowosielskich pieczętujšcych się herbem Sas, Œlepowron czy Wukry. Ale nazwisko popularne jest też wœród Rusinów, na ŁemkowszczyŸnie przetrwała wieœ Nowosielce, œlady rodu można odnaleŸć w innych wsiach, w tym właœnie w Odrechowej. Trzeba powiedzieć, że Odrechowa to nie była zwykła łemkowska wieœ.

Drzewo genealogiczne Stefana Nowosielskiego spisane przez proboszcza parafii greckokatolickiej w Odrechowej, 1941


Lokowana na prawie wołoskim, jako częœć dóbr królewskich podlegała jurysdykcji króla. Akty i przywileje wsi Odrechowa XV–XVII w., wydane drukiem w 1970 roku, to unikatowe dokumenty, niezwykle cenne dla historii języka ukraińskiego. Œwiadectwo ogromnej kultury prawnej: akty, listy, wyroki sšdowe – jedyny kompletny zespół wiejskich akt samorzšdowych okresu feudalizmu po ukraińsku. Ta niecodzienna wieœ doczekała się też monografii Odrechowa w mynułomu (Lwów 1999), opracowanej na podstawie wywiadów z najstarszymi mieszkańcami przez ostatniego wójta wsi Mikołaja Cupryka i Iwana Majcyka, dyrygenta i kompozytora. Podczas spisu ludnoœci w 1900 roku w Odrechowej naliczono 2341 dusz, w tym 404 szkolnych dzieci. Wieœ była w kulturowej awangardzie. To tutaj, już w 1823 roku, powstała pierwsza łemkowska szkoła, a w 1892 pierwsza na całej ŁemkowszczyŸnie czytelnia ukraińskiej Proswity. Z czasem działały 4 czytelnie, każda częœć wsi miała własnš: z bibliotekš, œwietlicš i salkš koncertowš. Wieœ rozwijała się ekonomicznie: kwitła spółdzielczoœć, prężnie działała kasa oszczędnoœci, Raiffeisena, a także spichlerz komunalny – pomoc dla najbiedniejszych. Była poczta, tartak parowy, mleczarnia. I w całej wsi 5 karczm. Z poczštkiem XX wieku otwarto szkołę tkackš, księgarnię, zbudowano Dom Ludowy, gdzie działała kancelaria gromadzka, kółko teatralne, organizowano rozmaite kursy. W ksišżce Cupryka i Majcyka sš też dwie fotografie: „Uczestnicy kursu trykotarskiego bw Odrechowej, u p. M. Nowosielskiej, marzec 33” i „Amatorski chór w Odrechowej z dyrygentem M. Nowosielskim, marzec 38”. Bo Odrechowa słynęła z muzykalnoœci mieszkańców. We wsi działały liczne zespoły muzyczne i chóry, z czasem wykształcił się rozpoznawalny, wielogłosowy „odrechowski” styl, wyróżniajšcy lokalnych œpiewaków. Nieprzypadkowo do monografii wsi dołšczono nutowy zapis miejscowych melodii i pieœni. O tym zjawisku mógł powiedzieć tylko ten, kto choć raz słyszał odrechowskie œpiewy. Sanocki kompozytor F. Dolista, który w 1928 roku był we wsi na weselu, wyznał: „Odkšd żyję na œwiecie, czegoœ podobnego nie słyszałem! Tu œpiewajš i dzieci, i starzy, jakby wszyscy urodzili się œpiewakami!”. A hrabia Józef Morawski, właœciciel dóbr wokół Odrechowej i poseł na sejm II RP, mawiał, że „tak œpiewajšcej wsi nie znajdziesz na œwiecie”. Na przełomie XIX i XX wieku wielu odrechowian jeŸdziło do Ameryki, „przywozili dolary, budowali duże chaty z oknami i kominami, kurne chaty zanikały, dzieci i chłopi chodzili lepiej ubrani. We wsi kipiało życie, ludzie byli coraz bardziej zamożni, rozumni, do wsi przychodziły gazety, przy czytelni była biblioteka, gdzie pożyczano ksišżki”. W tym czasie powstał też nowoczesny sklep, który dobrze się rozwijał i przynosił spory dochód. Sklepikarz Dymitr Ducjak „kupił ogniotrwałš kasę i gramofon z ukraińskimi płytami, który ludzie przychodzili słuchać, jak jakie cuda”. Pierwsze płyty z folklorem łemkowskim dla Columbia Phonogram Company nagrali właœnie „Bratia Holutiaki-Kuziany” z Odrechowej, którzy emigrowali do Kanady w 1900 roku. „Oddzieleni górami Łemkowie – pisze Iwan Majcyk – wytworzyli swoisty sposób życia, którego głównymi właœciwoœciami sš: pracowitoœć, umiłowanie gór, dšżenie do wolnoœci i ogromna fascynacja pieœniš i tańcem. (....) Pieœń była dla Łemka integralnš częœciš jego życia. Folklor Łemków ma najœciœlejszy zwišzek z wszystkim tym, czym żył ten niezwykle muzykalny lud na rodzinnej ziemi swoich przodków. ťBo tutejsze góry same œpiewajšŤ – mawiajš wieœniacy. Przez wieki odrzechowianie szlifowali swoje pieœni-diamenty, przez wieki walczyli o zachowanie rodzinnej mowy. Ich pieœni sš œciœle zwišzane z górskim życiem, przyrodš, stanowiš rodzaj dopełnienia, wykończenia tych przepięknych i harmonijnych górskich krajobrazów”.

 

ukraiński Kraków

Dziadkowie Jerzego od strony ojca: Mikołaj i Anna Nowosielscy z Odrechowej, mieli szeœcioro dzieci, 3 córki i 3 synów: od najstarszego Michała (ur. 1865) do najmłodszego Stefana (ur. 1884). Katarzyna po latach osišdzie we Lwowie, Maria z mężem Mikołajem Gładkim w Czerniowcach, Andrzej z trzeciš siostrš zostanie do wojny w Odrechowej. Najstarszy, Michał, po pobycie w wojsku lšduje w Krzeszowicach. Po œmierci rodziców dziesięcioletni Stefan Nowosielski trafia właœnie pod jego opiekę – dzieli ich różnica niemal całego pokolenia. Zachowała się legitymacja kolejowa małego Stefana na trasę Krzeszowice-Kraków, dokšd dojeżdża do szkoły. Dla mniejszoœci ukraińskiej w Krakowie poczštku XX wieku atmosfera jest przyjazna. Teodor Semakowski, który trafił do Krakowa z Huculszczyzny, wspomina: „W Krakowie nie odczuwało się polskiego szowinizmu do tego stopnia jak na etnograficznych ziemiach ukraińskich i nie było takiej nienawiœci do Ukraińców. Na odwrót, można powiedzieć, że stosunki między Polakami a Ukraińcami w życiu codziennym układały się nie najgorzej, atmosfera nie była zatruta oparami trucizny i zajadłoœci (....) Żyło się tu spokojniej i bezpieczniej”.

Legitymacja kolejowa Stefana Nowosielskiego uprawniajšca do przejazdów na trasie Krzeszowice – Kraków, ważna na rok 1900


Stefan Nowosielski nie należy może do najzdolniejszych, ale bardzo chce się uczyć. W latach 1897–1901 uczęszcza do Gimnazjum œw. Anny, gdzie powtarza klasę III. Od IV klasy do matury uczy się w nowym c.k. Gimnazjum IV im. Henryka Sienkiewicza (najpierw w tzw. kamienicy Goetza przy ul. Podwale 1, potem przy ul. Krupniczej 1). Sprawozdanie dyrekcji za rok szkolny 1901/1902 opisuje uroczyste otwarcie szkoły 3 wrzeœnia 1901 roku, podczas którego „dyrektor nowego gimnazjum, radca Antoni Pazdrowski (....) przemówienie zakończył okrzykiem na czeœć Najjaœniejszego Pana, Cesarza Franciszka Józefa, z którego woli powstało to nowe gimnazjum. Okrzyk ten powtórzyli wszyscy zgromadzeni z całym zapałem trzykrotnie”. Stefan uczy się pilnie, klasyfikowany zwykle ze „stopniem pierwszym”. W ostatnim roku nauki (1905/1906) jest jedynym Rusinem w klasie. W całym gimnazjum na 458 chłopców jest 33 uczniów religii mojżeszowej, 4 ewangelicko- augsburskiej i 8 greckokatolickiej. Szkoła zapewnia naukę języka ruskiego, jako „względnie obowišzkowego”, w wymiarze 2 godzin tygodniowo – i Stefan z tej możliwoœci skwapliwie korzysta. Gorzej z lekcjami religii. Uczniowie wyznania mojżeszowego majš osobne lekcje z rabinem, grekokatolicy uczestniczš wraz z całš szkołš w rzymskokatolickich nabożeństwach i rekolekcjach. Sprawozdanie dyrekcji za rok szkolny 1903/1904 notuje na przykład, że „26 wrzeœnia 1903 roku młodzież wraz z gronem nauczycielskim uczestniczyła w żałobnem nabożeństwie w koœciele œw. Anny za duszę œp. Henryka Siemiradzkiego, a po nabożeństwie wzięła udział w uroczystym pochodzie przy przeniesieniu zwłok jego do grobu mężów zasłużonych na Skałce”. O praktyki religijne we wschodnim obrzšdku trzeba zadbać we własnym zakresie. Duchowy wymiar życia społecznoœci ukraińskiej organizuje krakowska parafia greckokatolicka z cerkwiš parafialnš pw. œw. Norberta przy ul. Wiœlnej 11. Kiedy władze austriackie w 1808 roku przekazujš unitom budynek po skasowanym kilka lat wczeœniej klasztorze ss. Norbertanek, cerkiew rychło staje się ważnym oœrodkiem integrujšcym wspólnotę. Liczba parafian oscyluje od tysišca do dwóch tysięcy. W spisie ludnoœci z 1931 roku wyznanie greckokatolickie deklaruje 1554 mieszkańców Krakowa. Do tej liczby w roku szkolnym można dodać licznych studentów z Łemkowszczyzny i Wołynia, dla których Uniwersytet Jagielloński jest bardziej goœcinny niż lwowski Uniwersytet Jana Kazimierza. Od poczštku

zresztš kontakty między parafiš a uniwersytetem sš – po sšsiedzku – bardzo przyjazne. Proboszczowie cerkwi bywajš profesorami, dziekanami; twórca parafii ks. Florian Kudrewicz jest dziekanem Wydziału Teologicznego Akademii Krakowskiej, a pišty z kolei proboszcz: prof. Lew Ławrysiewicz – profesorem teologii pastoralnej, a nawet rektorem całego uniwersytetu. To na parafialnej działce odstšpionej za symbolicznš zapłatš staje budynek Collegium Novum.Gdy mały Stefan Nowosielski zaczyna chodzić do cerkwi œw. Norberta, proboszczem jest słynny ks. Iwan Borsuk, œwietny organizator, kapłan œwiatły i wykształcony. Za jego czasów œwištynia poddana zostaje gruntownej przebudowie i restauracji, odzyskujšc w pełni charakter cerkwi obrzšdku wschodniego.

Cerkiew pw. œw. Norberta w Krakowie. Ikonostas według projektu Tadeusza Stryjeńskiego i Jana Matejki, 1892–1895


W opracowanie artystycznego projektu angażuje się elita krakowskiej kultury: dyrektor Muzeum Narodowego prof. Władysław Łuszczkiewicz, prof. historii sztuki UJ Marian Sokołowski. Znany architekt Tadeusz Stryjeński projektuje murowany ikonostas, do którego 34 obrazy według projektu Jana Matejki maluje w 1888 roku jego uczeń Władysław Rossowski. Wykonanie przez Matejkę projektu dla cerkwi jest przyjęte z ogromnš wdzięcznoœciš wœród parafian. Malarza, zaproszonego wraz z córkami do Lwowa, czeka królewskie przyjęcie w pałacu metropolity. Na powitanie chór œpiewa wzruszonemu artyœcie Mnohaja lita, za co ten dziękuje w serdecznym liœcie: Najprzewielebniejszy arcypasterzu, księże Metropolito! Przebyte dni między wami snem się wydajš, snem wszakże krzepišcym, rozjaœniajšcym jawę dotšd niewesołš! (c) Oby zbliżenie się i otwarcie serc naszych znalazło oddŸwięk mas nieszczęœciami i waœniami poróżnionych, a zabliŸniało rany wspólnego dobra ogólnego. (....) Pod dachem twoim, Rusina, ja Polak modliłem się i płakałem, jak dawno nie potrafiłem, nie za sobš ani dziećmi moimi, ale za was i za nas!. Ksišdz Borsuk potrafi zintegrować i umocnić ukraińskš wspólnotę. Wspomina Teodor Semakowski: „Za czasów austriackich wielu ukraińskich chłopskich synów odbywało służbę wojskowš w Krakowie, w Wadowicachalbo też w innych pobliskich garnizonach wojskowych. Po odejœciu z wojska z wysłużonym stopniem kaprala, zugführera itp. mieli oni, zgodnie z prawem austriackim, pierwszeństwo do służby państwowej na niższych stanowiskach, jako tzw. podurzędnicy. Otóż ojciec Borsuk, który miał wielu znajomych wœród polskich kół urzędniczych i cieszył się szacunkiem polskiego duchowieństwa, stukał od drzwi do drzwi wszelkich urzędów, i tak jeden po drugim umieszczał naszych Hucułów, Bojków i Podolan na różnych stanowiskach, powiększajšc w ten sposób liczbę swych parafian. Gdziebyœcie nie poszli w Krakowie w tych czasach – do magistratu, urzędu pocztowego i skarbowego i wszędzie, gdzie można było wejœć – chwytajšc za urzędniczš klamkę – musieliœcie natknšć się na naszego Iwana, Stefana czy też innego Mychajła”. Jeœli nawet ten opis nie dotyczy Stefana Nowosielskiego, to jak najbardziej przypomina los jego brata Michała. Najstarszy z odrechowskiej linii Nowosielskich po służbie w wojsku austriackim trafia jako posterunkowy żandarmerii do Chrzanowa. W tym czasie się żeni i dochowuje dziesięciorga dzieci, co nie przeszkadza mu zaopiekować się jeszcze i najmłodszym bratem. Z czasem robi kurs weterynarza i pracuje jako „rewizor bydła” w Krzeszowicach.

Michał Nowosielski, ukochany stryj malarza, lata 30.


Stryj Michał pozostanie w rodzinie Nowosielskich bardzo ważnš postaciš. Po latach, kiedy po 1918 roku zamieszka w Krakowie, będzie miał ogromny wpływ na swojego bratanka. Do dzisiaj Jerzy Nowosielski mówi o nim: „to był mój prawdziwy przyjaciel”. Dzięki pomocy i opiece brata 6 czerwca 1906 roku Stefan Nowosielski składa z sukcesem egzamin maturalny. Większoœć ocen: dobry i dostateczny, co pozwala Komisji Egzaminacyjnej stwierdzić: „Egzaminowany uczynił tedy zadoœć wymaganiom prawnie przepisanym i otrzymuje niniejszem œwiadectwo dojrzałoœci, które go uprawnia do zapisania się w poczet słuchaczów zwyczajnych uniwersytetu”. Na rozpoczęcie studiów prawa decyduje się dopiero po roku. W Album Studiosorum Universitatis Cracoviensis, półrocze zimowe 1907–1908, pozycja 171, numer wpisu 1044, figuruje: Nowosilski Stefan, uczeń zwyczajny, wydział prawniczy. Wiek: 23, religia: greckokatolicka, obywatelstwo: austriackie, adres: Długa 13. Obok adnotacja urzędowa: „Poœwiadczam niniejszem, że J.P. Stefan Nowosielski złożył proœbę o uwolnienie od opłaty czesnego na półrocze zimowe r. szk. 1907/1908 (c) i może być przeto wpisany prowizorycznie w poczetuczniów Wydziału. Kraków, 5 X 1907”.

W pierwszym półroczu Stefan Nowosielski studiuje m.in. „Encyklopedię prawa i umiejętnoœci politycznych” u prof. Pierzcha, „Historię i instytucje rzymskiego prawa prywatnego” u prof. Wróblewskiego, „Historię prawa niemieckiego” u prof. Estreichera. W drugim semestrze dochodzi m.in. prawo koœcielne i „seminarium z prawa polskiego” z prof. Ulanowskim. Po roku studiów okazuje się jednak, że przyszedł czas na zmianę planów ic stanu cywilnego. Wobec perspektywy założenia rodziny nie sposób kontynuować długotrwałe studia prawnicze – to w pewnym sensie zawód dla bogatych albo samotnych. A nie jest to przypadekStefana Nowosielskiego.



 

Częœć IV

Artysta w PRL-u


 

„On mówił o sobie – wspomina Janina Kraupe – że jest ambasadorem kultury bizantyńskiej na tym terenie, skarżył się, że ma trudnš pozycję, bo my tak nie znosimy Rosjan”. (…) Po latach Nowosielski podsumuje swoje funkcjonowanie w PRL-u pragmatycznie i bez złdzeń „Wszyscy flirtowali z włdzš Ja też flirtowałm. Na przykłd przyjmowałm róże nagrody –to przecieżbył flirt z włdzš Robiłm to nie dla kariery, tylko z pewnego towarzyskiego poczucia wstydu.

Przecieżmółym odmóić ale to by wyglšał szalenie pretensjonalnie, poza tym wielu porzšnym ludziom zrobiłym dużšprzykroœć Ale to był jakiegoœ typu flirt z włdzš Tylko teraz sš tacy, co mieli czyste ręe… Nikt nie miałczystych ršk w tym okresie”.

——

Pracownia Nowosielskiego miał opinię że pożera i wykańcza studentów, że wychodzš z niej sami jego epigoni. Królowało przekonanie, że Nowosielski to malarz wybitny, ale jako pedagog piekielnie niebezpieczny. Koledzy profesorowie i studenci z innych pracowni mówili z przekšsem o „małych nowosielach”, lub „nowosielškach”, o „rodukcji nowosielszczyków”. „trzeba był mieć dużo odpornoœci, żeby nie popaœć w ťnowosielszczyznęŤ –potwierdza Staszek Koba (dyplom 1984). –To jest wizja o takiej sile! Żeby się jej oprzeć trzeba się było zapierać rękami i nogami”.

——

„ona była wielka i bardzo dzielna –mówi o Zofii Nowosielskiej ks. Henryk Paprocki. –Nigdy nie walczył o swoje żcie, zawsze

w jego cieniu. Takš podjęł decyzję i nigdy się nie skarżył –była obok: gotowała, prała, prowadziła cał dom, organizowała wyjazdy.

(…) Widziała każdy niedocišgnięy obraz, i tak długo mu to wypominała, aż w końu poprawiał. Ona pierwsza zobaczyła jego wielkoœć, wiedziała, że ma genialnego męża. Była dla niego naprawdę wspaniałš żonš”.

„to była decyzja z młodoœi –tłumaczy Maria Paprocka. –Zosia sama o tym móiła, choć przyznawała czasem, ż może zrobili błšd. Była bardzo kruchego zdrowia, już jako młoda mężatka trafiła znowu do szpitala, był alarm, ż to nawrót choroby. Nie wyobrażł sobie, jak mogłaby z tš jednš rękš wychować dziecko –podnieœć je, wykšpać – a przecież on całmi dniami był nie do użtku. (…) Bardzo długo zresztš to nie był dla nich problem –przez lata prowadzili bogate, intensywne życie. Dopiero na staroœć widać było, ż to jakiœ dramat. Cišle wracał ten wštek: –Przecież my nie mamy dzieci…”

——

Problem z odbiorem sztuki Nowosielskiego najlepiej ilustrujš perypetie polichromii do koœcioła œw. Bartłomieja w Jerzmanowicach, zaczętej w latach 1960–1961, przemalowywanej i nigdy do końca nie zaakceptowanej przez parafian. Zachowana korespondencja między malarzem, proboszczem i konserwatorem ilustruje cały splot nieporozumień, dramat artysty chcšcego dochować wiernoœci własnej wizji – i kłopot kapłana, który tej wizji po prostu nie rozumie. Lektura listów, œledzenie ucišżliwych i w gruncie rzeczy upokarzajšcych pertraktacji – jakie w przyszłoœci jeszcze nieraz będš udziałem Nowosielskiego – odsłania prawdziwš udrękę artysty i całš jałowoœć rozmowy „ze œlepym o kolorach”.

 

Powrót do domu


Gdy Nowosielscy wyprowadzajš się do Łodzi, rodzice artysty zostajš w Krakowie zupełnie sami. Jerzego wcišga powoli wielki œwiat, dużo jeŸdzi, wystawia, coraz rzadziej zaglšda na Podmiejskš, do rodziców. Ojciec wybierze się kilka razy do syna z wizytš, jednak dla starych ludzi to zbyt daleka wyprawa. Jedynš bliskš rodzinš Stefana Nowosielskiego, poza synem, sš siostrzenice w Kanadzie i na Ukrainie. Listy do nich sš pełne serdecznoœci, tęsknoty i dotkliwego poczucia samotnoœci. W trudnych czasach Stefan pełni rolę poœrednika między krewnymi za oceanem i tymi, którzy zostali na Wschodzie. W ostatnich latach życie nam nawet sprzyja – pisze Stefan do Hali Czernysz we wrzeœniu 1959 roku – bo Jurko buduje chatę, a my jemu pomagamy, a właœciwie to cały ciężar spoczywa na naszych barkach, bo Jurko mieszka w Łodzi, a tylko czasem dojeżdża do Krakowa. Przeniesie się tutaj wtedy, jak chata będzie gotowa. Dom będzie bardzo piękny – wielka pracownia malarska, 2 pokoje i kuchnia, przedpokój i łazienka. (....) My musimy jeszcze żyć, żeby mu to dzieło doprowadzić do końca.

 

„stare wujki”

 

Budowa domu na działce przy ul. Narzymskiego idzie bardzo powoli, w liœcie do syna matka skarży się na kłopoty budowlane, brak pieniędzy i odmowę bankowej pożyczki. Starsi państwo Nowosielscy decydujš się w końcu sprzedać „parcelę wraz z piwnicš i materiałami” i wejœć w spółkę z chrzeœniakiem Stefana, Ireneuszem Chmurš i jego przyszłš żonš Elżbietš. Nie mam sposobu Ci pomóc w tej budowie, bo moje Dziecko – tłumaczy się zmartwiona Anna Nowosielska – i tym samym musiał Ojciec sprzedać połowę Twojej posiadłoœci za 60 tys. złotych. Bardzo to mało, ale na takie spółki nikt się nie godzi, i całe szczęœcie, że oni na gwałt potrzebujš mieszkania, no i nasi znajomi, i Renek chrzeœniak Ojca – to wszystko razem – a jeszcze jedno, że Ela jest artystkš i Wy artyœci, więc jeden kierunek myœlenia i dšżeń będzie Was wišzał, a tym samym może stworzy się jakaœ miła atmosfera i nie

Z rodzicami, Kraków, 1958


będzie Wam przykro razem wspólny dom mieć. Ostatecznie będš Was schody czyli klatka schodowa łšczyła. (....) może za dwa lub trzy lata wykończymy jako tako ten dom, żebyœ mógł z Zosiš zamieszkać w swoim domu, a my żebyœmy się doczekali choć rok z Wami spędzić nasze życie, a jeszcze więcej, abyœmy nie musieli bać się cišgle o Was – że musicie bardzo często chodzić na 8 piętro piechotš, żeby podczas burzy ten dach nie spadł Wam na głowę i wreszcie – żebyœcie pomieszkali jak ludzie, a nie w pracowni, gdzie dusi Was zapach farb!! Chciałabym, Jerzyku, żebyœ opisał o sobie coœ, bo już tak dawno nie pisałeœ do nas – i nie wiem, co teraz porabiasz – co z wystawami? I co ze szkołš? Najlepiej przyjedŸ na parę dni. Robota idzie szybko, chcę koniecznie surowy stan wystawić! Uœciskaj Zosię i ucałuj siebie serd. Całujemy. Matka.

Zanim uda się sfinalizować budowę, dom na Narzymskiego przetrwa kilka lat w stanie surowym. „W rodzinie mówiło się – twierdzi Tadeusz Markowski – że ten dom wykończył rodziców Jurka. To był bardzo wielki wysiłek, i zdrowie, i finanse.... Ten dom przyczynił się do ich szybszej œmierci”. Na przełomie lat 50. i 60. budowa cišgle jest jeszcze rozgrzebana, starzy rodzice artysty czujš się coraz bardziej samotni. W liœcie do siostrzenicy w Kanadzie w lutym 1960 roku ojciec malarza żali się na brak wiadomoœci: Pan Bóg pobłogosławił Ci dobrymi córkami i udanymi wnukami, i ty tam nie sama (....) tobie pewnie nie w głowie stare wujki gdzieœ tam, w starym Kraju – co nie dziwne – ale wszystkie moje myœli sš przy Tobie, przy Hali i przy Tosi (....) przy was trzech, bo tylko wy trzy z mojej rodziny dla mnie istniejecie (....) Jak przyjemnie czytać w Twoim liœcie, że w Kanadzie tak wielu Ukraińców, no i w samym Winnipeg aż 15 cerkwi. W takich warunkach można czuć się nie jak na obczyŸnie. Tam wam się żyje lepiej i piękniej niż nam tu teraz na rodzinnej ziemi.

W kwietniu 1960 roku na rodzinę Nowosielskich spada niespodziewany cios – umiera matka artysty, ukochana „panna Hanna” Stefana. Listy do rodziny dokumentujš całš jego rozpacz i bezradnoœć: Daragieńka Hala – Hanka umarła. Zostałem sam i nie mogę sobie dać rady, nie wiem co z sobš poczšć. Jak wielki jest mój ból – sama zrozumiesz najlepiej, a ja nie mam siły tego opisywać, dlatego daruj, że na tym kończę ten list. Twój Wujek. Kilka tygodni póŸniej relacjonuje dokładne okolicznoœci œmierci żony: w niedzielę 3 kwietnia nastšpił wylew krwi do mózgu, paraliż prawej połowy ciała i po 6 dniach nieprzytomnoœci, dnia 8 kwietnia o godzinie 6 rano, moja najdroższa żona, po 52 latach

Anna Nowosielska, koniec lat 50.


wspólnego ze mnš życia, wyzionęła ducha. Ja i Jurko cały czas, dzień i noc, czuwaliœmy przy niej na zmianę, i w noc przed œmierciš na własne oczy widziałem jej przedœmiertne męki. Teraz już do końca życia będę miał przed oczyma jej wybladłš twarz i umęczonš postać.

Serdeczna korespondencja z rodzinš potrwa do œmierci Stefana w 1966 roku. Wszyscy razem marzš o tym, żeby się spotkać. Stefan próbuje zaprosić do Polski Tosię z Ukrainy, niestety mimo kolejnych zaproszeń nie udaje się załatwić wizy. Stefa i Hala z kanadyjskiego Winnipeg chcš go œcišgnšć po œmierci żony na stałe do Kanady, na co odpowiada: Droga Halu, (....) Czas biegnie szybko, minęło już 7 miesięcy, jak Jš pochowałem, a żal mi za niš taki sam. Myœlę jednak, że długo to nie będzie trwało, wszak jestem stary i niedługo mnie na tym œwiecie przebywać. (....) Wszystkie wasze listy: Twoje, Stefy i Tosi – mam ułożone chronologicznie, często czytam je po porzšdku, jak najciekawszš literaturę – tak bardzo sš mi drogie. Pisałaœ mi jeszcze w liœcie, że chętnie œcišgnęłabyœ mnie do siebie. Serdecznie dziękuję za Waszš przychylnoœć do mnie. Chociaż ja już za stary na takie podróże, jakże chętnie pojechałbym do Was, zobaczyć Was i nacieszyć się Wami. To jednak jest raczej niemożliwe, ze względu na wielkie koszty takiej podróży. Na stałe Krakowa nie opuszczę, bo tu jest mogiła mojej żony i moich dzieci, i tu z nimi po œmierci chcę spoczšć.

Stefan Nowosielski na pogrzebie żony, Kraków, kwiecień 1960


Mieszkajšcy samotnie Stefan jest zupełnie bezradny, wcišż rozpacza po œmierci żony i zupełnie nie umie zadbać o siebie. W lutym 1962 roku Jerzy pisze do ojca z Łodzi: Kochany Tatusiu! Bardzo się zmartwiłem Twojš chorobš. Postanowiłem, że za parę dni, jak się tylko odrobinę wzmocnisz, skoczę po Ciebie do Krakowa i weŸmiemy Cię na jakiœ czas do Łodzi, bo tutaj, mimo że powietrze zanieczyszczone przez dymy, ale klimat zdrowszy, i na serce i zadyszkę lepszy. (....) Dlaczego nie dałeœ znać o swej chorobie? Widzę, że nie mogę mieć zaufania pod tym względem do Ciebie – nie rób tak więcej.

Nie spełni się marzenie Anny Nowosielskiej o wspólnym życiu pod jednym dachem z rodzinš syna. Z Zofiš i Jerzym zamieszka jednak Stefan, jesieniš 1962 roku wprowadzš się wspólnie do domu na Narzymskiego, gdzie ojciec przeżyje jeszcze cztery lata, do 27 listopada 1966 roku. Będzie chorował na raka płuc, i mimo to dużo palił – jeden ze studentów Nowosielskiego, Grek Telemach Pilitsidis wspomina swojš pomoc przy odnawianiu mieszkania: „Po œmierci ojca Nowosielskiego malowałem jego pokój i pracownię mistrza. Œciany były przesišknięte zapachem tytoniu. Trzeba było zdrapywać tynk!”. Rok po œmierci ojca Nowosielski dostaje list z kondolencjami od kuzynki z Kanady: Drogi Jurku! – pisze Hala Czernysz z Winnipeg. – Już prawie pół roku minęło od momentu, kiedy otrzymałam Twój list z tš smutnš wiadomoœciš o œmierci naszego przez wszystkich tak kochanego Wujka, a Twojego Ojca. (....) Oboje Twoich Rodziców, a w szczególnoœci Wujka, bardzo ceniłam i lubiłam. Z Twojego listu wnioskuję, że Ty nie bardzo orientujesz się w naszej rodzinie, tak że: Twój Ojciec i moja Mamusia to byli rodzeni brat i siostra, ich było trzech braci i trzy siostry. Tak że my dla siebie, drogi Jurku, jesteœmy bardzo bliska rodzina (....) Ja ze œp. Wujkiem byłam – choć nie w częstym, bo raz czy dwa razy do roku – ale w stałym kontakcie. Wszystkie jego listy podtrzymywały mnie na duchu, miał dużo zrozumienia dla mojej trudnej sytuacji i zawsze umiał mnie pocieszyć. Miał wspaniałš pamięć, pamiętał takie drobiazgi z mojego życia, których nawet ja już sobie nie mogę przypomnieć. Jednak po œmierci Twojej œp. Matki On już nie chciał żyć, w każdym niemalże liœcie pisał, że prosi Boga, żeby go jak najszybciej zabrał z tego œwiata. Często chwalił Ciebie i Twojš żonę, że rzadko takie dobre dzieci trafiajš się w dzisiejszych czasach. Takie to nasze życie i jakby nam żal nie było, to prędzej czy póŸniej wszystkim nam tędy droga. (....) Jeszcze tylko maleńka proœba do Ciebie: załšczam dwa dolary i bardzo proszę, żebyœ na 1 listopada postawił wieniec kwiatów ode mnie na grobie Twoich œp. Rodziców, a moich niezapomnianych Wujków.

Serdecznie Ciebie i Twojš Żonę pozdrawiam. Siostra Hala.

 

„mała trzódka”


W ostatnich, samotnych latach Stefan Nowosielski znajduje oparcie w odrodzonej krakowskiej wspólnocie ukraińskiej. Po przyjœciu do władzy Gomułki Cerkiew greckokatolicka wychodzi z podziemia, krakowscy unici próbujš przywrócić duszpasterstwo w rodzimym obrzšdku, podejmujš też – nieskutecznš niestety – walkę o zwrot cerkwi œw. Norberta. Starania napotykajš nie tyle sprzeciw polskich władz Koœcioła katolickiego, ile bojkot i opór wiernych parafii katedralnej, którzy organizujš „plebiscyt” i zbierajš podpisy pod petycjš, aby „Ukraińcom nie oddawać cerkwi, gdyż zagraża to polskoœci i katolickoœci współczesnego Krakowa, bowiem budynek ukraińskiej cerkwi stoi zaledwie 50 kroków od wejœcia do pałacu księcia arcybiskupa”. Po roku starań unitów arcybiskup Baziak zezwala oficjalnie wspólnocie greckokatolickiej na odprawianie nabożeństw i przeznacza na ten cel kaplicę œw. Doroty w poaugustiańskim koœciele œw. Katarzyny. Na pierwszš œwištecznš liturgię, 7 stycznia 1958 roku, przychodzi 250 wiernych. Jeszcze liczniejsza wspólnota œwiętuje pierwszš od 10 lat unickš Wielkanoc. Poczštki nie sš łatwe, kršżš pogłoski, że UB „wszystko obserwuje i fotografuje”, na wiernych wywierane sš naciski, zdarzajš się przesłuchania i represje. Niejeden konflikt, z inspiracji służb bezpieczeństwa, utrudni działalnoœć parafii. W pewnym momencie pojawi się rozłam między wiernymi narodowoœci polskiej i ukraińskiej, donosy demaskujš „nadmiernš ukraińskoœć” obrzšdku, „tworzenie politycznych antypolskich i antyradzieckich baz wœród grekokatolików w państwie polskim”, co kończy się „przechwyceniem przedstawicieli tego obrzšdku na nielegalnych transakcjach walutowych i pocišgnięciem ich do odpowiedzialnoœci karnej”. Kapłanem, który przeprowadzi zwycięsko krakowskš wspólnotę unitów przez niełatwe lata PRL-u, wszystkie rafy przeœladowań i prowokacji – będzie ks. mitrat Mikołaj Deńko, œwiadek aresztowania ostatniego proboszcza z Wiœlnej ks. Graba, więzień komunistyczny, sam bezlitoœnie inwigilowany przez bezpiekę. Dla greckokatolickiej wspólnoty do końca życia będzie ogromnym autorytetem, fundamentem i żywym filarem odrodzonej Cerkwi. Jego œmierć w sposób symboliczny zamknie okres przeœladowań unitów na terenie Polski. Przełomowym momentem stanie się odnowienie greckokatolickiej diecezji przemyskiej i ingres biskupa Jana Martyniaka 13 kwietnia 1991 roku. Ks. mitrat Deńko umrze następnego dnia. Teraz jednak, od 1958 roku, to właœnie on sprawuje liturgię w malutkiej kaplicy œw. Doroty, która przez 40 lat, aż do powrotu na Wiœlnš w 1998 roku, staje się dla krakowskich grekokatolików prawdziwym domem, œwištyniš i miejscem spotkań. Stefan Nowosielski od poczštku jest tu niemal domownikiem. „Bardzo dobrze go pamiętam – mówi pani prof. Lidia Kuryłło, seniorka krakowskich 218 Częœć IV. Artysta w PRL-u unitów. – Był taki zamknięty w sobie, a kiedy już pozwolono nam odprawiać tam u augustianów, on zawsze bardzo cicho, z takim stoickim spokojem podchodził do tetrapodu i kłaniał się, jak to w naszej liturgii, a potem siadał zawsze z lewej strony w pierwszej ławce, w takim trenczu. Prawie codziennie był na mszy”.

Stefanowi Nowosielskiemu wspólnota będzie także zawdzięczać ikonostas Jerzego Nowosielskiego. Biskup unicki Piotr Kryk (dziœ w Monachium) wspomina: „Kiedy w Krakowie przyznali nam kaplicę œw. Doroty przy klasztorze Augustianów – nic w niej nie było. I wtedy ojciec Nowosielskiego, emerytowany kolejarz, który codziennie służył do mszy księdzu mitratowi Deńko, mówi kiedyœ: – Ja mam syna, który maluje, gdyby ksišdz mitrat zechciał, to on namaluje jakieœ ikony”. Ikonostas do kaplicy œw. Doroty zostanie uroczyœcie poœwięcony na Wielkanoc 1972 roku. Krakowskš wspólnotę greckokatolickš doceni także kardynał Karol Wojtyła, kiedy podczas wizytacji parafii, 15 listopada 1972 roku, wygłosi słynne kazanie: „Pan Jezus kiedyœ do swoich Apostołów skierował bardzo znamienne słowa.

Stefan Nowosielski z wizytš u syna w Łodzi, ok. 1960


Powiedział im: ťNie lękajcie się – Trzódko Mała, albowiem spodobało się Bogu dać wam królestwoŤ. Te słowa majš swojš aktualnoœć w stosunku do was, w stosunku do całego waszego Koœcioła, który tak boleœnie został doœwiadczony. Przecież wszyscy o tym wiedzš. (....) Nie lękajcie się – Mała Trzódko. Chociaż jesteœcie tu, w Krakowie, małš wspólnotš katolickš, (....) jednak macie swojš œwiadomoœć, œwiadomoœć swojej wspólnoty, swego posłannictwa, wielkiej tradycji, wielkiego znaczenia dzieła, które leży u poczštków waszego Koœcioła. (....) Trzeba, żeby to dzieło trwało, żeby to dzieło w dalszym cišgu się rozwijało”. Jerzy Nowosielski także będzie częstym goœciem w kaplicy œw. Doroty. Nie tylko dlatego, że zostawi tu swoje ikony. Mimo utożsamiania się z prawosławiem – nie unika ani Ukraińców, ani unitów, ma wœród nich wielu przyjaciół, często uczestniczy w greckokatolickiej liturgii. Wœród jego realizacji sakralnych niemało będzie obrazów i polichromii dla braci unitów, przed ikonami Nowosielskiego modlš się dzisiaj warszawscy bazylianie, Ukraińcy w Górowie Iławeckim, Białym Borze, w Krakowie przy Wiœlnej i przy Kanoniczej. „Do unii żywię najgorętsze uczucia i wspieram jej œwištynie jak mogę” – słowa artysty nie sš pustš deklaracjš.

 

„ceny ludzkie – kawa boska”


Funkcjonowanie artysty w PRL-u wymaga oficjalnego glejtu, zaœwiadczenia tożsamoœci. Nie da się dłużej odwlekać formalnoœci. Według dokumentów,17 stycznia 1961 roku Nowosielski poddaje się jako eksternista egzaminowi dyplomowemu przed Państwowš Komisjš Egzaminacyjnš w ASP w Krakowie, w wyniku której otrzymuje „dyplom ukończenia studiów artystycznych na wydziale malarstwa”, uzyskujšc tytuł zawodowy „dyplomowanego artysty malarza w zakresie malarstwa”. Brak jednak œwiadectw, czy faktycznie doszło do jakiegokolwiek egzaminu. Nowosielski jest już cenionym artystš. Mimo że 12 lat spędził w Łodzi, w Krakowie œwietnie znajš jego sztukę, kilka znaczšcych ekspozycji przyniosło mu szacunek i uznanie w oczach kolegów. W maju 1960 roku pokazuje w Krzysztoforach wielkš wystawę – przeniesionš póŸniej do Wrocławia i Warszawy – z której entuzjastyczne recenzje piszš m.in. Jacek WoŸniakowski, Piotr Skrzynecki i Aleksander Wojciechowski. W paŸdzierniku 1960 roku jego Wiolonczelista zostaje wytypowany do nagrody Salomona Guggenheima w Nowym Jorku, niedługo potem w serii Współczesne Malarstwo Polskie ukazuje się mała monografia artysty pióra Mieczysława Porębskiego. W tym kontekœcie przyznanie dyplomu – w 38. rocznicę urodzin – jest czystš formalnoœciš. Niebawem Nowosielski otrzyma propozycję zatrudnienia w krakowskiej ASP.

Powrót do Krakowa to dla niego także powrót do przyjaciół i artystycznych korzeni. Tutaj zaczynał: w kręgu Grupy Młodych Plastyków powstały jego pierwsze arcydzieła. Nigdy nie zerwał kontaktów towarzyskich, z wygnania w Łodzi Dyplom Jerzego Nowosielskiego, 1961„ceny ludzkie – kawa boska” Funkcjonowanie artysty w PRL-u wymaga oficjalnego glejtu, zaœwiadczenia tożsamoœci. Nie da się dłużej odwlekać formalnoœci. Według dokumentów, 17 stycznia 1961 roku Nowosielski poddaje się jako eksternista egzaminowi dyplomowemu przed Państwowš Komisjš Egzaminacyjnš w ASP w Krakowie, w wyniku której otrzymuje „dyplom ukończenia studiów artystycznych na wydziale malarstwa”, uzyskujšc tytuł zawodowy „dyplomowanego artysty malarza w zakresie malarstwa”. Brak jednak œwiadectw, czy faktycznie doszło do jakiegokolwiek egzaminu. Nowosielski jest już cenionym artystš. Mimo że 12 lat spędził w Łodzi, w Krakowie œwietnie znajš jego sztukę, kilka znaczšcych ekspozycji przyniosło mu szacunek i uznanie w oczach kolegów. W maju 1960 roku pokazuje w Krzysztoforach wielkš wystawę – przeniesionš póŸniej do Wrocławia i Warszawy – z której entuzjastyczne recenzje piszš m.in. Jacek WoŸniakowski, Piotr Skrzynecki i Aleksander Wojciechowski. W paŸdzierniku 1960 roku jego Wiolonczelista zostaje wytypowany do nagrody Salomona Guggenheima w Nowym Jorku, niedługo potem w serii Współczesne Malarstwo Polskie ukazuje się mała monografia artysty pióra Mieczysława Porębskiego. W tym kontekœcie przyznanie dyplomu – w 38. rocznicę urodzin – jest czystš formalnoœciš. Niebawem Nowosielski otrzyma propozycję zatrudnienia w krakowskiej ASP. Powrót do Krakowa to dla niego także powrót do przyjaciół i artystycznych korzeni. Tutaj zaczynał: w kręgu Grupy Młodych Plastyków powstały jego pierwsze arcydzieła. Nigdy nie zerwał kontaktów towarzyskich, z wygnania w Łodzi

 

Dyplom Jerzego Nowosielskiego, 1961

 

przyjeżdżał regularnie do Krakowa „ładować akumulatory”. Dla tego œrodowiska lata socrealizmu sš czasem wytężonej pracy. Pierwsza po stalinowskiej przerwie Wystawa dziewięciu w Domu Plastyków, w listopadzie 1955 roku, ujawnia zawartoœć malarskich szuflad i jest œwiadectwem przetrwania krakowskiej awangardy w niezłej formie. Artystycznš „odwilż” zauważajš obcy krytycy: Jean Cassou, francuski korespondent pisma „Prisme des Arts” w artykule Le dégel artistique en Pologne pisze: „Obejrzałem w Krakowie wystawę malarzy abstrakcjonistów doskonałej klasy, rozmawiałem z nimi tak, jak rozmawia się w obojętnie jakiej kawiarni uczęszczanej przez artystów na Zachodzie. Zauważyłem, że sš bardzo zorientowani w tym, co się robi u nas, i bardzo ciekawi dowiedzenia się czegoœ więcej”. Prym w œrodowisku wiedzie nadal Tadeusz Kantor, pół roku po wystawie, w tym samym miejscu organizuje pierwszš premierę nowego teatru Cricot 2, rzucajšc przy tej okazji w wywiadzie radiowym buńczuczny apel w stronę artystów: „Najwyższy czas, by nasze œrodowisko artystyczne nabrało rumieńców, wyzbyło się nudy, urzędolenia, gromkich haseł podnoszenia na duchu, sekcji, podsekcji, komisji, komitetów i zebrań. Œrodowisko artystyczne tworzy się zupełnie na innych zasadach, na ogół doœć bezładnie, dla przeciętnego widza nawet chaotycznie, w dużym pomieszaniu z innymi objawami wcale nie najwyższej duchowej rangi. Sam proces tworzenia œrodowiska artystycznego ma ogromne możliwoœci wyrazu: od dowcipu, przez szok, do skandalu”. Œrodowisko wokół Kantora przetrwało trudne lata – może bezładnie i chaotycznie, ale skutecznie – także dzięki krakowskim kawiarniom. O wkładzie kawiarni w rozwój życia artystycznego pisano wiersze i rozprawy. Czesław Miłosz opiewał rzymskš „Caffč Greco” w wierszu dla Jerzego Turowicza, a Kantor pod koniec życia pisał o „Café Europe” – „Gdzieœ na rozstajnych drogach Czasu....”. Idea kawiarni literackiej, znana w całej kulturalnej Europie – w PRL-u miała dodatkowy wymiar. W czasie powszechnych trudnoœci lokalowych kawiarnia stanowiła dom, klub, miejsce spotkań i pracy, programowych dyskusji i œwiatopoglšdowych sporów. Przy kawiarnianych stolikach rodziły się manifesty, na barowych serwetkach powstał niejeden szkic obrazu czy poematu. Krakowskich artystów, rozproszonych po Polsce w pogoni za chlebem, od czasu do czasu gromadziła w rodzinnym mieœcie kawiarnia: ciasna, zadymiona i gwarna przestrzeń tętnišca życiem, miejsce swobodnej wymiany myœli, giełda nowinek i pomysłów. Krakowski obyczaj kawiarniany tworzył bazę towarzyskš wielu ugrupowań. Słynna „Kawiarnia plastyków” na Łobzowskiej była siedzibš „kapistów”, choć podczas wojny pracujš tam także członkowie Grupy Krakowskiej – Maria Jaremianka ma dyżury w szatni. Pod koniec lat 50. lokal odżyje, stajšc się pierwszš siedzibš Cricotu 2 Kantora. Uznaniem cieszy się także „Noworolski”, kawiarnia na parterze wschodniej œciany Sukiennic – tam też królujš koloryœci, chociaż pod koniec lat 40. majš swojš salkę i „nowoczeœni”. Ci ostatni bywajš też w zaniedbanej „Jamie Michalika”, która przechodzi właœnie okres czyœćca: secesja i młodopolszczyzna po wojnie sš


Wnętrze kawiarni „Warszawianki”,Kraków, poł lat 60.


raczej w niełasce. Dla œrodowiska dawnej Grupy Młodych Plastyków kultowš knajpš stajš się jednak słynne „Warszawianki” przy Sławkowskiej 23, prowadzone przez dwie uczestniczki Powstania Warszawskiego, panie Halinę Buyko i Marię Grzybowskš. Tuż po wojnie kawiarnia staje się punktem kontaktowym, gdzie rozproszeni po Powstaniu warszawiacy odnajdujš się, mogš zrobić przepierkę, a nawet przenocować. Tu właœnie widuje się z przyjaciółmi Jerzy Nowosielski, odwiedzajšc rodzinne miasto w czasie „łódzkiej emigracji”. W jednoizbowym, zadymionym lokalu z siedmioma stolikami na kilkunastu metrach kwadratowych, za różowymi firankami z gazy opatrunkowej króluje niemal rodzinna atmosfera. Tu spotyka się elita miasta i stali bywalcy: artyœci, pisarze, profesorowie uniwersytetu. W południe przychodzš młodzi literaci, wieczorem malarze z kręgu Kantora, najpóŸniej, prosto po spektaklach, zaglšdajš aktorzy. Tu œwiętuje się premiery, imieniny, œluby, chrzty i rozwody. Tu zawišzuje się przyjaŸnie, udziela pożyczek i wydaje poczęstunek „na krechę”. Wielka Księga Pamištkowa w płóciennej oprawie, którš prowadzi pani Halina Buyko, uwieczni rysunki i wpisy wielu krakowskich

Wpis Stefana Kisielewskiego do Księgi Pamištkowej kawiarni „Warszawianki”, 1949


znakomitoœci: „Od Krakowa do Warszawy nie ma takiej czarnej kawy” (Gałczyński), „Stary Wiarus z Warszawianki kłania się ťWarszawiankom Ť” (Ludwik Solski), „Ceny ludzkie – kawa boska” (Magdalena Samozwaniec). Pod koniec Księgi, z datš 3 maja 1968 roku, lakoniczny wpis: „Po 20 latach pilnego uczęszczania do Warszawianek. Jerzy Nowosielski”. U „Warszawianek” pija się nie tylko „małš czarnš”. „Artyœci – wspomina Henryk Vogler – lub ci, którzy się za artystów uważali, pili przede wszystkim czystš wódkę. Podawano jš w dużych szklankach, wypełnionych po brzegi. Nazywano je ťdalekobieżneŤ, gdyż po ich wychyleniu doznawało się wrażenia, jak gdyby tajemniczy wehikuł unosił szybko i daleko w niewiadome....” Przed wyjazdem do Warszawy? w pożegnalnym felietonie dla „Przekroju” Jerzy Waldorff, pod pseudonimem n„ciocia Ficia”, napisze: „Wyjechawszy, wspominać będziemy Wawel, Jaroszewskš, grób błogosławionej Salawy oraz dalekobieżne u ťWarszawianekŤ”. O legendarnych imprezach w kawiarence kršżyć będzie niejedna „dalekobieżna” anegdota. „To były chrzciny dziecka Jacka Stwory – wspomina Nowosielski – zaczęło się o jakiejœ 6 wieczorem u ťWarszawianekŤ, przyszedłem, bo mnie zaprosili, i siadłem koło Zofii Jaroszewskiej na podłodze. Było mi doœć zimno, a wtedy były modne takie szerokie, bufiaste spódnice. I Jaroszewska mówi: siadaj sobie bracie tam pod spódnicš, a ja ci będę podawała od czasu do czasu kielicha. No to siadłem, było mi bardzo ciepło, bardzo dobrze – Jaroszewska podnosiła od czasu do czasu spódnicę i podawała mi kielicha, a co było dalej, to nie wiem... koniec opowieœci”.

 

nisza ekologiczna


Pomysł reaktywacji przedwojennej Grupy Krakowskiej rodzi się właœnie przy stoliku u „Warszawianek”. Krakowscy „nowoczeœni”, nieobecni w publicznym życiu artystycznym, wcišż trzymajš się razem. Artysta potrzebuje œrodowiska, które go niesie, recenzuje, z którym może się skonfrontować. „Grupę w ogóle się robi w ten sposób, że się z kimœ przyjaŸni – mówi Janina Kraupe. – Myœmy mieli tych parę osób i tak już zostało. Nawet jeœli nie mówiło się o sztuce, to umiało się być razem”. Grupa zostaje zarejestrowana oficjalnie 9 maja 1957 roku. Statutowym celem Stowarzyszenia Artystycznego Grupa Krakowska jest „budowanie sprzyjajšcego klimatu dla działań artystycznych”. Niebagatelne sš względy praktyczne: poczucie instytucjonalnego zabezpieczenia. Nikt nie wie, jak długo potrwa odwilż, u sšsiadów socrealizm trwa w najlepsze. Dopiero oficjalna rejestracja pozwala uzyskać lokal, galerię, starać się o fundusze. Poprzez postaci Jaremianki, Sterna, Marczyńskiego – istnieje więŸ z przedwojennš Grupš Krakowskš. To nie tylko awangardowy, ale i lewicowy rodowód – parasol ochronny na ciężkie czasy. Zwišzek Plastyków, skompromitowany w latach 50., pozostaje masowš, branżowš organizacjš bez poziomu i autorytetu. „Grupę wznowiliœmy – tłumaczy Nowosielski – by nijakiemu w wyrazie i pozbawionemu prestiżu wielkiemu oficjalnemu œodowisku przeciwstawić mniejszš społecznoœć, z większymi wymaganiami w stosunku do swej pracy i do swej działalnoœci wystawowej i publicznej”. Rozszerzona formuła Stowarzyszenia pozwala wcišgnšć do Grupy także muzyków, krytyków, historyków sztuki. Oficjalna lista członków w pewnym momencie będzie liczyć 57 osób – większoœć to jednak zawsze malarze. Na scenie sztuki polskiej Grupa Krakowska pozostanie fenomenem – ze swojš długowiecznoœciš, brakiem wspólnego programu i stylistycznej jednoœci. Wybitnych artystów złšczy niepokornoœć i antyakademizm – choć wielu członków Grupy zostanie profesorami.

Tadeusz Kantor na spotkaniu w Krzysztoforach, grudzień 1968


Mimo iż do Grupy należš także twórcy spoza Krakowa, decydujšce znaczenie dla klimatu ich sztuki ma genius loci miasta œwiętych i królów: dziedzictwo młodopolskiej cyganerii, wszechobecnoœć historii, tradycja romantycznego profetyzmu.

Sztuka Grupy Krakowskiej powstaje w bezustannej konfrontacji tradycji z nowoczesnoœciš, konserwatyzmu z awangardš – tworzšc niezwykły, galicyjski konglomerat czerpišcy z tradycji prawosławnej, żydowskiej, ukraińskiej, sarmackiej.

„Fakt, że konserwatywny Kraków jest od pokoleń kolebkš awangardowych inicjatyw w polskiej sztuce, może wydawać się dziwny – napisze Jan Józef Szczepański. – W gruncie rzeczy nie ma w tym nic dziwnego, bowiem duch poszukiwań i eksperymentu nie rodzi się z jałowej gleby, bywa zwykle owocem tradycji o głębokich korzeniach. (....) Tak więc i teatr Cricot 2, i lewicujšcš Grupę Krakowskš zaliczyć wypada do tych zbawiennych ťprzeciwciałŤ, które obroniły kulturę polskš przed totalitarnš zarazš. Stało się to możliwe dzięki wpisanemu w tradycję – zwłaszcza Krakowa – procesowi autoterapii, dajšcemu się obserwować od pokoleń”. Rychło po powrocie do oficjalnego życia artystycznego Grupa znów schodzi do podziemia, tym razem dosłownie. Stowarzyszenie otrzymuje do użytkowania gotyckie piwnice pałacu Wodzickich i Morsztynów, na rogu Rynku Głównego i ul. Szczepańskiej. Według legendy tu właœnie ukrył swe skarby diabeł Boruta, w pierwszych latach PRL-u jest tu magazyn Centrali Rybnej. Według wizji Tadeusza Kantora w piwnicach pałacu Pod Krzysztofory ma się mieœcić: „Stała, zmieniajšca się wystawa sztuki nowoczesnej, tamże nowoczesny teatr obliczony na 140 miejsc, tamże kawiarnia i dansing. Czy wytworzy się na skutek tego œrodowisko artystyczne, tak potrzebna dla życia artystycznego ťcyganeriaŤ – to się pokaże.

Karta klubowa Jerzego Nowosielskiego


Koncepcja bardzo prosta: Do starego wnętrza liczšcego sobie kilka wieków, o wspaniałym beczkowym sklepieniu, wsunšć

nowoczesne urzšdzenie i nowoczesnš myœl, tak jak do starego pieca wsuwa się ciasto z drożdżami. Niech roœnie”. Remont Krzysztoforów nadzoruje Stanisław Balewicz: poeta, miłoœnik Krakowa i społecznik. Jako przyszły, długowieczny polskiej Grupa Krakowska pozostanie fenomenem – ze swojš długowiecznoœciš, brakiem wspólnego programu i stylistycznej jednoœci. Wybitnych artystów złšczy niepokornoœć i antyakademizm – choć wielu członków Grupy zostanie profesorami. Mimo iż do Grupy należš także twórcy spoza Krakowa, decydujšce znaczenie dla klimatu ich sztuki ma genius loci miasta œwiętych i królów: dziedzictwo młodopolskiej cyganerii, wszechobecnoœć historii, tradycja romantycznego profetyzmu. Sztuka Grupy Krakowskiej powstaje w bezustannej konfrontacji tradycji z nowoczesnoœciš, konserwatyzmu z awangardš – tworzšc niezwykły, galicyjski konglomerat czerpišcy z tradycji prawosławnej, żydowskiej, ukraińskiej, sarmackiej. „Fakt, że konserwatywny Kraków jest od pokoleń kolebkš awangardowych inicjatyw w polskiej sztuce, może wydawać się dziwny – napisze Jan Józef Szczepański. – W gruncie rzeczy nie ma w tym nic dziwnego, bowiem duch poszukiwań i eksperymentu nie rodzi się z jałowej gleby, bywa zwykle owocem tradycji o głębokich korzeniach. (....) Tak więc i teatr Cricot 2, i lewicujšcš Grupę Krakowskš zaliczyć wypada do tych zbawiennych ťprzeciwciałŤ, które obroniły kulturę polskš przed totalitarnš zarazš. Stało się to możliwe dzięki wpisanemu w tradycję – zwłaszcza Krakowa – procesowi autoterapii, dajšcemu się obserwować od pokoleń”. Rychło po powrocie do oficjalnego życia artystycznego Grupa znów schodzi do podziemia, tym razem dosłownie. Stowarzyszenie otrzymuje do użytkowania gotyckie piwnice pałacu Wodzickich i Morsztynów, na rogu Rynku Głównego i ul. Szczepańskiej. Według legendy tu właœnie ukrył swe skarby diabeł Boruta, w pierwszych latach PRL-u jest tu magazyn Centrali Rybnej. Według wizji Tadeusza Kantora w piwnicach pałacu Pod Krzysztofory ma się mieœcić: „Stała, zmieniajšca się wystawa sztuki nowoczesnej, tamże nowoczesny teatr obliczony na 140 miejsc, tamże kawiarnia i dansing. Czy wytworzy się na skutek tego œrodowisko artystyczne, tak potrzebna dla życia artystycznego ťcyganeriaŤ – to się pokaże. Koncepcja bardzo prosta: Do starego wnętrza liczšcego sobie kilka wieków, o wspaniałym beczkowym sklepieniu, wsunšć nowoczesne urzšdzenie i nowoczesnš myœl, tak jak do starego pieca wsuwa się ciasto z drożdżami. Niech roœnie”.

Remont Krzysztoforów nadzoruje Stanisław Balewicz: poeta, miłoœnik Krakowa i społecznik. Jako przyszły, długowieczny z programem artystycznym majš żywot o wiele krótszy: 5, góra 10 lat – i koniec! Potem różnicujš się postawy i niepotrzebna jest już społecznoœć w grupie. Jednak Grupa Krakowska ze wszystkimi słaboœciami – z jej staroœciš, z pewnym zmęczeniem – pozostała jedynš instytucjš na terenie Krakowa, gdzie można w ogóle coœ mówić o sprawach sztuki! Dlatego tutaj przyszedłem, inaczej.... nie galwanizowałbym trupa. Przecież to nie jest grupa z jakšœ ideologiš artystycznš, to jest œrodowisko zastępcze, które musi jakoœ dyszeć, jak się da i póki się da.... Wydaje mi się bardzo ważne, że coœ takiego jeszcze w ogóle istnieje! Więc, proszę państwa, myœlę, że jak tu jesteœmy zebrani, to przez jakiœ czas warto kontynuować istnienie Grupy. Nic lepszego na terenie naszego kraju nie widzę, nie widzę miejsca, gdzie mogłaby zaistnieć prawdziwa rozmowa o sprawach sztuki”. Stenogramy z kolejnych zebrań dokumentujš też wyraŸnie, że w gronie sławnych kolegów Nowosielski jest jednym z nielicznych, którzy chcš „otworzyć” Stowarzyszenie, przycišgać nowe talenty, pomagać w starcie artystycznej młodzieży. Niestety nie ma wystarczajšcej siły przebicia. Nie ma też z pewnoœciš osobowoœci przywódczej: „Nigdy nie zajmowałem się tš stronš organizacyjnš – mówi o swojej aktywnoœci w Grupie – byłem dyspozycyjny, jeżeli chodzi o wygłoszenie jakiegoœ referatu, udział w organizacji wystawy, ale zupełnie nie umiem powiedzieć, jak to wyglšdało od strony oficjalnej”. Nowosielski nie wypisze się jednak nigdy z Grupy Krakowskiej i do końca swojej aktywnoœci twórczej będzie brał udział w jej wystawach, chociaż siła kreacyjna Stowarzyszenia z biegiem czasu wyraŸnie osłabnie. Programowy elitaryzm i niechęć do odmłodzenia zespołu, a może także tradycyjny krakowski marazm i bezład organizacyjny zmniejszš znaczenie i promieniowanie œrodowiska. Dzisiaj, choć oficjalnie wcišż istnieje, Grupa Krakowska należy do historii. Pytany w 1993 roku o udział w działaniach Grupy, Nowosielski odpowie: „Minimalny, bo oni się wszyscy strasznie kłócš! Oczywiœcie ja ich bardzo wszystkich kocham, tyle że każdego z osobna, bo co innego jest miłoœć do poszczególnego artysty, a co innego jest œrodowisko artystyczne. Każdy Żyd jest bardzo miły i szlachetny, ale wszyscy Żydzi razem i do kupy sš nie do zniesienia. Tak że czasami wolę się z nimi nie zadawać i zanadto w tym œrodowisku się nie grzebię, natomiast mam wielu przyjaciół artystów, i to jest właœnie moje œrodowisko”.


home | wydarzenia | galeria sztukpuk | galerie | recenzje | forum-teksty | archiwum | linki | kontakt