galeria sztukpuk | wydarzenia | galerie | forum-teksty | recenzje | archiwum | linki | kontakt

spis treści; 1; 2; 3; 4; 5; 6; 7; 8; 8a; 9; 10; 11; 12; 13; 14; 15; 16; 17; 18; 19; 20; 21; 22;

Maciej Szybist

 

 

 

 

 

 

 



21

2007-11-01 07:52
No więc tak trzeba by zacząć:
Wejście poza płaszczyznę to…… to……. to – właśnie płaszczyzna była uważana za rozwiązanie „absolutne” skierowane jako rodzaj różni przeciw iluzji przestrzeni – tak było od dawna, to był gest, to był też błąd awangardowy – taka była neopozytywistyczna interpretacja „prawdy” tej prostej jakoby prawdy, że „w końcu jak się dotknie i tak po prostu to wszak to jest kartka albo płaskie „podobrazie” ekran itd. Itp………… bo więc nie, pierwsze dwie próby to (poza kubizmem całkowicie źle zinterpretowanym!!!!!!!!)... bo to była, bo to jest inna nowa koncepcja grawitacjonizmu i wielowymiarowości lokalne!!!!!!!!!!!!!!!!!
Potem było malarstwo materii… to znaczy faktury (wcześniej gestu pędzla czy ręki…???)
Potem nastała era dziurawienia i naklejania oraz doczepiania
Czyli
Instalacji…………

Cienie Platona też tu ważne a może jak zawsze – najważniejsza opowieść …

Bo to zawsze jest kwestia geometrii jako ontologii!!! A główny zarzut wobec fałszywej ikony pojmowany jako zarzuty przeciwko złudzie perspektywy nie opierał się na ustaleniach „prawdy” i nie dotyczył „wielbienia bałwanów” ……
Fałszywa ikona (odnosząca się w przypadku klątwy Rafaela Bierdiajewa do iluzji czyli złośliwej zabawy ze zmysłami, dzieła szatańskiego wykorzystującego słabość materialnych zmysłów człowieka!!!!!!!!) nie była zła ponieważ nieprawdziwa, ale zła była ponieważ była zmysłowa, tj w istocie materialna a nie pozaświatowa
Bo to zawsze jest kwestia geometrii jako ontologii!!! A główny zarzut wobec fałszywej ikony pojmowany jako zarzuty przeciwko złudzie perspektywy nie opierał się na ustaleniach „prawdy” i nie dotyczył „wielbienia bałwanów” i nie był (choć częściowo był)


Ale chodziło o światowość i pozaświatowość jednego czy JEDNEGO nawet nie o jego jedność ale o jego światowość (bezprawną boskość – wielobóstwo………) a z drugiej strony o jego pozaświatową nieistotność a zwłaszcza pozaświatową nieobecność brak ingerencji (bóg wycofany) albo „amoralność” tj. nie generowanie słuszności ale tylko faktyczności (pragmatyzm tak właśnie jest pojmowany, podobnie jak „Realpolitik” co również wyłączało nie tylko prawo (od uzasadnienia do czynu ale także… a nawet ucelowienie – czyli zbawienie (za jaką cenę??) gdy źródło staje się „: tylko granicą gdy czyste cięcie zamienia się w „bez czystego cięcia”…………….
Wszystkie obrazy są równe sobie (sobie nawzajem )
Wszystkie obrazy nie są „w geometrii” i geometria nie jest ontologią (chociaż chciałaby) podobnie jak matematyka nią nie jest (choć chciałaby też) ale jest nią zdecydowanie topologia i grawitacja pojmowana kwantowo (jako „geometria”……………)
Ontologią jest „brak geometrii” to znaczy „bycie (Dasein) ale na wszystkie demony – nie jako egzystencjalizm!!!! (patrz Derrida „Kres człowieka”)
A więc to wszystko iluzja?

illusion n. f.

• XIIIe; illosiun « moquerie » 1120; lat. illusio, de ludere « jouer » 

1¨ Erreur de perception causée par une fausse apparence. Þ aberration. Les illusions des sens. Ętre le jouet, ętre victime d'une illusion. Statue qui donne l'illusion de la vie. Peinture, décor qui donne l'illusion du relief, de la réalité (Þ trompe-l'œil).

2¨ Interprétation erronée de la perception sensorielle de faits ou d'objets réels. Illusions visuelles, tactiles. Illusion d'optique, provenant des lois de l'optique; fig. erreur de point de vue.

3 ¨ Apparence dépourvue de réalité. Þ hallucination, mirage, vision. « Ce n'est pas une illusion, ni des choses qu'on dit en l'air; c'est une vérité » (Mme de Sévigné). « L'Illusion comique » (théâtrale), de Corneille. Illusions dues au trucage, ŕ la prestidigitation (Þ illusionnisme).

2¨ Absolt Le pouvoir, la force de l'illusion. L'homme a besoin de l'illusion.
à FAIRE ILLUSION : duper, tromper, en donnant de la réalité une apparence flatteuse. Il cherche ŕ faire illusion (cf. En imposer).
Por
„Prawda w malarstwie Jaques Derrida tłumaczyła Maria Kwietniewska

wiele sposobów i trudu zadają sobie artyści, żeby to co malują było „prawdziwe”…
- Marta Deskur zadaje sobie tyle samo a nawet więcej trudu aby „odrealnić” (co za głupie i ohydne słówko) Cała sztuka może być rozpatrywana jako walka o prawdziwość tego czegoś co widać, tej „ikony”; Hans Belting słusznie zaangażowany został do stworzenia w humanistyce US tego, co potem nazwano „new art. History” słusznie, ponieważ jest był specjalistą od ikon bizantyjskich a jeśli tak, to jest i był doskonałym znawcą problemu teologicznego, który kilkaset lat czy od kilkuset lat trwa i ciągle ożywa – o dziwo właśnie w społecznościach uważających się za laickie i rozdzielone – to mianowicie pytanie czy „ikona” jest zasłoną (prwdy), iluzją, fałszywą prawdą… czy szczeliną (rozdarcie zasłony złudy za która kryję się :prawda” lub coś w tym rodzaju…. )
Marta Deskur tym razem w udany sposób, że obiektywności nie ma, mimo, że większość publiczności na jej vernissage’u w Starmach Galery w Krakowie na Węgierskiej pewnie uważała że dalej w oczywisty sposób jest dla siebie nawzajem i obiektywnie.
Sposób Marty D. jest dość prosty, podobnie jak uzyskanie imitacyjnej prawdy nieistniejącego istnienia u takiego na przykład Mantegna

Działania czy sposób jakiego użyła, jaki wykonała Marta D u Starmacha jest dokładnie tym samym, co ostrzeliwanie przez talibów posągów Buddy – tylko że talibowie w naiwny sposób niszczą materialne repliki tego, czego nie ma(?) a Marta D. w sposobie swoim odbiera ‘oczywistą oczywistość’ materialności moich znajomych (i nawet nieznajomych) zebranych w sali galerii Starmacha….
Zakaz obrazów u radykalnych protestantów, żydów i muzułmanów jest podyktowany w istocie chęcią ochrony koncepcji rzeczywistości jako ciała Boga…. Marta Deskur w bardzo skuteczny czy przekonywający sposób grzeszy, lub – jak kto woli – bluźni dowodząc naocznie (patrz fotografia..???)
– jej sposoby porównywalne do Mantegni i innych oszustów ocznych (trompe oeuillstów jak by powiedział zapewne Witkacy …). Otóż tam (w tym iluzjonizmie jest zastosowane przekonanie, że to nie są „naprawdę” ale całkiem tak jakby naprawdę, choć przecież nie jest „:naprawdę”
…u Marty Deskur okazuje się, że wszystkie obrazy są sobie równe w swojej nieprawdziwości to znaczy „równe” w stosunku do (naiwni e i po prostu nieistniejącej) „prawdy” w malarstwie albo i w życiu
2007-12-13 19:06

 

….. no i tak dalej i tak dalej ….dalej…. można a nawet należy tak myśleć a może nawet i pisać o sztuce, ponieważ ta CAŁKOWICIE zbędna dziedzina działalności ludzkiej, ta zapomniana plemienna działalność czy raczej antrydziałalność okazuje się być dzięki takiemu właśnie (lub podobnemu pisaniu czy myśleniu) jedyną potrzebną, sensowną i wskazaną działalnością (poza przedłużaniem gatunku oraz dominacją nad innymi agresywnie zrozpaczonymi i nienawistnymi pingwinami….)
Można jednak powiedzieć to inaczej, tym bardziej, że zachęca nas do tego Immanuel Kant (słowami i obrazami Jaques’a Derridy z „Parergon” w tomie przez Kwietniewską ślicznie tłumaczonym pt „Prawda w malarstwie”…); otóż zachęca nas Immanuel Kant do tego oto, żebyśmy w sztucew naszym patrzeniu na sztukę nie kierowali się intelektem albo jakąś intelektualistyczną retoryką (na ogół neopozytywistyczną lub jej odmianą tj. „strukturalizmem”) ale abyśmy zawierzyli ideom wrodzonym oraz uczuciom, ale nie dramatycznym jakimś heroicznym szaleńczym lecz takiemu oto uczuciu, które Kwietniewska nazwała po polsku, (przekładając je z łaciny, niemieckiego, francuskiego…)
odczuwanie-w-sobie-przyjemności-ku……
(zwracam na to uwagę, że w napisie powyższym na jego końcu jest wielokropek a poszczególne jego człony są zespolone łącznikami!)


Co to znaczy, praktycznie?.... praktycznie znaczy to, że zamiast myśleć i czuć intelektualnie to wszystko, co powyżej zapisano trzeba, można, należy przyjść do galerii Andrzeja Starmacha gdzie Marta Deskur zawiesiła swoją pułapkę na obiektywistów i rozglądnąwszy się wokół, powiedzieć sobie lub Madzi Altendorf (gdy akurat jest w pobliżu) „…ale to ładne…”
Można sobie też opowiedzieć co następuje:
… co ta Deskur wyprawia, znowu fotografie swoje dzieci oraz krewnych i znajomych królika a potem nakleja te półprzejrzyste foto jak z teatru domowego czy żywych obrazów na imieninach babci (dawniej był taki obyczaj w „lepszych domach”….) na półprzejrzyste tła; wiesza to w pewnym odstępie od ściany (choć niektóre inne – nie!) a potem zaprasza Marcina Krzyżanowskiego, kompozytora i wiolonczelowego elektronika, żeby wydał ze swej elektrycznej wioli serię dźwięków a raczej punktowego modulowanego wewnętrznie klastera czy klistera, czyli bezczasowego punktu akustycznego - która to działalność nie jest upiększającą przygrywką ale niezbędną do prawidłowego zaistnienia tego czegoś, co „widać” a czemu tak? A temu, że ten długi rozległy akustyczny byt (na szczęście słabo spersonalizowany egzystencjalnie, choć wydający go chciałby… ale na szczęście nie!) jest w tej sali Starmacha jedyną materialnością!!! I to nawet wtedy, gdy są tam ludzie, którzy kręcą się pomiędzy tymi półprzejrzystymi zwierciadłami na których widać półprzejrzyste zjawy poprzebieranych za to i owo znajomych i krewnych (białego) królika (w białej nylonowej peruce)
… no więc kiedy już zidentyfikowałem postacie na półprzejrzystych ekranach, przywitałem z wszystkimi zna i niezna-jomymi, wtedy wszedłem poza , poza salę, poza ekrany z tymi widmami i oto com ujrzał:
otom ujrzał balladę romantyczną zinterpretowaną w kategoriach bycia heideggerowskim językiem wyrażanego….
Ballada romantyczna bowiem i heideggerowski pomysł istnienia BYCIA (w perspektywie „egzystencjalnej”) są bowiem do siebie podobne a nawet identyczne.
– tak samo ale to dokładnie tak samo (i w takim samym „celu”) wytworzyła swoją pułapkę na niebyt Marta Deskur… jak to działa? tak jak na zamieszczonym foto…. Otóż widać na tym foto to, co widać w bycie pojętym jako Dasein – a tak właśnie widzi swój byt osławiona Karusia z „Romantyczności” Adama Mickiewicza – otóż widzi ona (a może to w „Rybce” inna Karusia to widzi… ale to jedno i to samo widzenie…. ) jakiegoś Jasia kiedy ją kocha a potem widzi siebie, jak topi swoje dziecko w strumyku i jak rusałki jej w tym pomagają i widzi siebie koło jakiejś figury na błotnistym rynku naszego jakiegoś miasteczka i jakichś starych widzi, co mówią, że na zdrowy rozum to ona jest wariatka i jakichś studentów widzi, co przyleźli do miasteczka i naburmuszeni się z nią solidaryzują oraz wołają nieprzyzwoite wyraz do starych mądrali…. To jest to, co Karusia widzi i to, co ja widzę gdy patrzę na to, co widzę, gdy tak stoję z Madzią Altendorf za ekranem półprzejrzystym i nawet robię to foto…. Cóż oto widzę? oto widzę cienie, wszystko to cienie – cień chyba Sasnala w jakiejś peruce i z treskami pejsów a poprzez niego widzę cienie TAKIE SAME jak ten (akurat) Sasnal z pejsami a poprzez niego na nim i w nim i całkiem poza wymiarami ale także i poza „realnością” widzę jakieś inne animowane cienie, co do których domyślam się, że chyba dwa z nich to znajome nadęte artystki pod rączkę a obok zatroskany Olo Siemaszko… ale to też cienie tylko i na tym półprzejrzystym ekrano-lustrze, na tej jak to powiadają niezbyt umiejętni jednakowoż (filozoficznie nieumiejętni) fizycy na tej „branie” jest też cień mnie (MS) z aparatem , co to rejestruje na innej branie na innym ekranie, na innej pozornej płaszczyźnie….


To niby coś „naturalnego”, takie widzenie, taka uwaga? Owszem (zakładając, że wiadomo co to „natura”) ale jednak wszyscy na ogół uważają, że widzą to co widzą, i że „na rozum”, albo „na logikę” Karusia to wariatka i się jej zwiduje…. Ale jednak ja (jak i Marta Deskur) jednak bardziej wierzymy czuciu i wierze niż tym zas…. mędrcom i ich szkiełkom, więc obstajemy przy swoim…..
Pomaga mi w tym Marcin Heidegger, któremu wierzę o wiele bardziej niż wszystkim innym mądralom a zwłaszcza ich przydupasom retorycznym (nie wiem czy powinno się tak uprawiać filozofię i krytykę artystyczną, ale dość już tego całego memłania… nie ma czasu…); otóż Marcin Heidegger mówiąc o sposobie bycia BYCIA1 opowiada, że to bycie, to co teraz jest dla mnie to składa się (za tłumaczenie niemieckiego terminu odpowiada Bogdan Baran wielki tłumacz filozoficzny polski) z wyistoczeń …. z których niektóre się wyistaczaja nie niektóre są niewyistaczające (się (po niemiecku brzmi o wiele mniej dziwacznie, ale trudno, filozofia jest niemiecka a tu u nas mówi się w naszym narzeczu….)
(już widzę miny czytających to artystek, które czytują krytykę artystyczną, żeby się dowiedzieć „o co chodzi”…)
… mówiąc krótko: Marta Deskur nareszcie zrobiła najlepsza ilustrację, najlepsza opowieść odpowiadającą opowieści romantyczno-mistycznej Marcina Heideggera o tym, co znaczy spójka „jest”…. świat więc wedle Marty D. jest taki „jak każdy widzi” a nie taki jaki jest „naprawdę” i ten świat (wedle Deskurówny i Heideggera) naprawdę nie jest zrobiony z rzeczy i przestrzeni…..!!!!!!!!!!!!! zrobiony jest być może z brany i kilkunastu zwiniętych w struny wymiarów, ale ja od tej dość niezręcznej opowieści fizyków wolę opowieść Adama Mickiewicza – świat jest taki, jak go widzi Karusia.
Maciej Szybist
P.S.
właściwie to wielu tak robiło jak Marta, oto przykład:

to też w końcu wszystko niewyistaczające się wyistoczenia! …. nie, to nie są symbole!!

http://www.psf.org.pl/publication_print.php?pid=461
Kokytos i Lete Józefa Bańki (część 2)
Odys Korczyński / 7 lipca 2004 I.
tutaj jest to bardziej zagmatwane i nawet wiem z jakich powodów, ale jak ktoś lubi to może przyjąć wersję Bańki (trochę to przypomina znane powiedzonko, że „nikt nas nie przekona że białe jest białe… itd.” ale nie szkodzi, głównym wrogiem filozofii są filozofowie… prawnicy są źródłem niesprawiedliwości a lepsze jest wrogiem dobrego… jest też dziwna książka o nieantagonistycznej teorii rozwoju ontologii na serwerze Ligia, ale serwer „znikł”…

galeria sztukpuk | wydarzenia | galerie | forum-teksty | recenzje | archiwum | linki | kontakt


Copyright by "SZTUK PUK" 2001 - 2005 Kraków , Ryszard Bobek, Filip Konieczny