sztuka
dla sztuki albo sztuka dla gówniarzy
ta cała humanistyka polska jak ją znam,
jest nudna i niewydajna, nic nie otwiera
i nie wyjaśnia, jeśli jej kwiatem paproci jest to co napisał wizytujący inne
światy duchowości Miłosz -to dziękuję, roił to "przekrój" kiedy istniała
żelazna kurtyna -i dobrze, ale kaganek oświaty wobec WWW i telefonii globalnej
to doprawdy słabe oświetlenie obniżające nadmiernie tę wzniosłość, spłycające
zbytnio te głębiny, rozjaśniając zbytnio te kontrastowe ciemności i olśnienia,
zamazujące zbytnio zasadnicze różnice..... zbyt nędznie aby było sensowne, zbyt
bylejakie, aby było "jakieś" zbyt powszechne aby było "wartościowe"....
tymczasem te różne, odmienne, niezwykłe, niezrozumiałe (dla "nas")
światy są realnie i nie są kompatybilne z tym co (w tych symbolicznych dla Witkacego "Kielcach")*
milcząco zakłada się, że jest dobre i słuszne oraz właściwe jako program czy
wizja świata, do zbadania czy opisania - w tym co jest polska humanistyką, -
tymczasem pojawia się w innych dziedzinach (nie mówiąc o poezji i twórczości,
bo to też jej (zwłaszcza jej) dotyczy - na przykład teatru czy plastyki, czy
filmu!!!) cały szereg nie tyle nowości co OBCOŚCI odmienności, wrogości wręcz,
czy przeciwności naszego losu, odmiennych ocen (na przykład historycznych) i
które z góry odrzuca się, jako niewłaściwe, niedobre, wrogie zakłada się więc
jako oczywistość cenzurę celów, to jest ocenę programów, co w humanistyce ma
wyłącznie wymiar ideologiczny (nie drażnić, nie obrażać uczuć patriotycznych,
religijnych, moralnych, nie głosić rzeczy czy poglądów niewłaściwych "punktów
widzenia" doktryny to jest "herezji" nie atakować doktryn i poglądów
uważanych za właściwe, ukochane lub wskazane!!..) Dwojaka cenzura uprzedzająca
badanie czy refleksję, przyjmując z góry tylko takie badania, jakie nie tyle
wedle dobrej woli badacza co jego dobrej, to jest właściwej wiary i chwalebnego
spodziewania do badania się dopuszcza czy do ustanowienia takiej "właściwej" czy
pożądanej - przez kogo(?!!); - jakie biuro polityczne, jaka kapituła... to ustala??
!!
na jakich zasadach -
potem mówi się o tym, że Rorty uprawia "metafilozofię" co oznaczałoby
na pewno tylko jedno:, że te inne filozofie to nie są filozofie a więc nie maksymalnie
powszechne dyskursy ale fałszujące swoją powszechność partykularne i różnicujące
wyznawczo lub ideologicznie dyskursy plemienne!!!
tu trafiłem zdaje się w samo serce tego syndromu zadufanej prowincji - bo prowincja
rozumiejąca się jako taka to w porządku - ale nie jako "centrum świata" to
różni konserwatystów od liberałów - właśnie to - brak perspektywy, dziecinny
egocentryzm, jak ONI mówią: - "błogosławiony egoizm".... (tak mówią
wszyscy chwalebni mordercy w naszej sprawie)
jednym z podstawowych przekonań i założeń takiej postawy jest jedności humanistyki,
która pojmuje się i milcząco zakłada analogicznie (to właściwie jest aspekt)
do istnienia życzeniowo oczywistego tego, co się nazywa kościołem powszechnym
jest to idea o charakterze postulatu; nie ma poza bzyczeniem wyznawczym żadnego
uzasadnienia ani z punktu widzenia komunikacji czy wymiany informacji masowej
- (czyżby WWW było odniesieniem bardziej ogólnym - ale ż tak - wszak zakazano
go w Chinach i w innych republikach powszechnej słuszności czy jedynej słusznej
drogi...!!!)
no więc powszechność realna kościoła powszechnego jest kwestionowana przez istnienie
i korzystanie z sieci, przez wykształcenie oraz umiejętności wymiany informacji
- ciągle i znów ta stara dobra blokada informacji oraz terror wartościowania!!
w istocie jedyna właściwością kultury elitarnej czy wysokiej jest jej powszechność,
- elitarność to ponad-partykularność to powszechność właśnie (zmowa panów;
o chorych i amoralnych, dziwacznych, zbrodniczych, asocjalnych, przestępczych
gustach i zasadach wyboru!!)
- popularność, to powszechna gminność, a tym samym - przymusowa słuszność, także
- tania, popłatna (wielu płaci mało idolatrycznym nadawcom...) pokupność - oczywiście
- "dla każdego" i "na każdą kieszeń" i "wszyscy się
rozerwą", to jest powszechna, nieszkodliwa wartościowa "rozrywka" co
bawi ucząc tego, co właściwe... to sztuka kościoła powszechnego - tego ciasnego
partykularyzmu terroryzującego powszechność swoją partykularna przymusową i nieprawdziwą
powszechnością i słusznością! świętością, pożytkiem, wzniosłością, skutecznością
i PRAWDĄ
- właściwością kultury czy duchowości "elitarnej" czy "trudnej" czy "dla
wybranych" czy "niepopularnej" niezrozumiałej, podejrzanej, marginalnej, "trzeba
być wariatem" "to jacyś chorzy ludzie", to "snobizm"
co to znaczy "snobizm" w ustach porządnego zjadacza popkultury? porządnego
(to znaczy równego z innymi wyborcami )wyborcy obojga płci? Otóż to znaczy, że
ci, co wybierają "snobistycznie" nie robią tego z pobudek serca ani
umysłu, nie słuchają autentycznych, dobrych, takich jak wszyscy, szczerych (w
gruncie rzeczy to porządny chłop...) intuicji; ich wybór jest dyktowany pogardą
wobec "nas", porządnych (w gruncie rzeczy porządnych) chłopów (i bab...)
.... więc ta arogancja jest wyrazem pogardy albo choroby jeśli szczera to chorobliwa
jeśli nieszczera to agresywnie poniżająca (ale nieskuteczna to (głoszą popowcy
i ich proboszcze) zapewne forma wywyższenia przez poniżenie, albowiem - - co
się podkreśla od razu - wybór jest kaleki, satysfakcja udawana, nuda źle ukrywana,
zachwyt imitowany!!! szpilki niewygodne, kołnierzyki za ciasne...
I jak takiego jednego z drugą "przycisnąć" (tu można wyobrazić sobie
wszelkie formy przemocy "opinii publicznej" lub jej "zbrojnego
ramienia"
) to się okaże, że w istocie tak "naprawdę" to chodzi
im o to samo porządne, powszechne, dobre i właściwe, wskazane i zalecane, boże
i społeczne: - pojeść, popić, popierdolić...
---------------------
*Witkacy
Do przyjaciół gówniarzy
Motto:
Kto się za ten wiersz obraża
ten się sam za gówniarza uważa.
Przeglądam w myśli wszystkich mych przyjaciół twarze
I myślę sobie, och, psiakrew! czyż wszyscy są gówniarze?
Ach, nie! Jest kilku wiernych, z tymi pojechałbym nawet do Kielc.
A reszta? Ach, reszta, to jest gówno, proszę pani, wprost na szmelc.
Pytacie mnie, czemu do Kielc, a nie do Afryki lub na Borneo?
O, tam łatwiej przyjacielem być wśród tropikalnych puszcz,
Niż gdy za ścianą woła ktoś: puszcz mnie pan, ach, puszcz.
A pluskwy, ach, nietropikalne, mnożą się jak w aparacie tym "Roneo".
O, tak w ohydnej wszawości małego miastka,
Gdy metafizyk głąb wypiera dowolna wprost namiastka,
A miłość dają tylko, ach, nieszczęsne prostetuty
(Bo krzywych zbrakło już),
A syf i tryper biegną w krok tuż, tuż,
Gdzie zwykła dorożkarska buda zastąpi wszelkie narkotyki świata,
I gdzie jedyne piękno jest: na zgniłych domkach jakaś, proszę pani,
wieczorna, ta tak zwana, ach, poświata,
I to wszystko na tle zupełnej nędzy
W smrodzie u jakiejś gospodyni potwornej wprost jędzy,
W ciągłej niepogodzie, co lepsza jest od słońca,
Bo wtedy wszystko zda się bliskim już, ach, końca -
Tak sobie wyobrażam Kielce, symbol, jako szczyt ohydy,
Jako jakiś Paramount najgorszej małomiasteczkowej brzydy.
A może piękne to jest, ach, miasteczko, ach, i nawet miłe
I niełatwo jest w nim złapać nawet kiłę...
W każdym razie tam przyjacielem być i w tych warunkach
Trudniej jest niż w afrykańskich najpiekielniejszych choćby
wprost stosunkach.
Gdy człowiek gębą sra,
A tyłkiem podpatruje obroty gwiazd i mgławic dalekich spirale,
Gdy muzyczka skądiś gra,
A on gdzieś przy powale wydusza miliony pluskwich gniazd,
Gdy beznadziejność dusi jak ohyda i śmierdząca zmora,
Gdy człowiek sobie siebie widzi jako cuchnącego własnym
sosem, ach, potwora -
Może to wszystko przejdzie, ach, a może nie,
W każdym razie to jest wszystko bardzo fe.
A do tego napisanie nie krwią, a gównem, bardzo źle.
Ja nie chcę tego, nie, nie, nie!
I nie chcę, potąd mam już ich,
Przyjaciół mych, gówniarzy tych.
Wolę bydło wprost, koty, nie mówiąc o psach,
Robaki, pluskwy, jakieś automaty,
Nawet takie, jak na stacjach, choć bez twarzy,
Co nie mają ni mamy ni taty,
Bo wiem, że kot nie skłamie miaucząc,
A pies swym szczekaniem,
Że krowa mi nie siknie witriolejem w pysk, tylko mlekiem,
Że pluskwa... ale szkoda gadać, proszę pani,
Że świat się roi od drani.
Że gdy, na przykład, w automat włożę groszy pięć,
To wyjdzie mi na pewno czekoladka,
A nie kłamliwa mowa, brechnia obłudna i już zbyt wprost nader hadka
W swym śliskim kłamstwie,
W zaczajonej za nim złośliwości, chęci krzywdy
I zlekceważenia, ach, i zwykłym chamstwie.
Automat nie będzie obśliniać mnie i dusić aż do bólu rąk mych z
czułości,
A potem za plecami, albo i przed, to wolę nawet już, robić małych
obrzydliwości,
W imię jakiś urojonych zalet i cnót
Czekając na swego wniebowzięcia już za życia cud -
Bo on jest taki dobry, ach, i doskonały,
Że nie wiadomo już, czy nawet on oddaje kały...
Może on nie sra i nie robi pipi,
Taki, ścierwo, doskonały jest,
Że w samo piękno zamienia się jego najpospolitszy gest:
Jakieś dłubnięcie w nosie,
Czy umazanie ręki w jakimś własnym sosie,
Co lepszy jest od majonezu,
Gdy organ, co go wydaje, piękniejszy od świątyni Diany jest
z Efezu...
I tak nie znoszę w ogóle obłudnych gówniarzy,
Ale gdy mymi przyjaciółmi jeszcze śmieli być
I potem się zdemaskowali
- Tym gorzej, jeśli się w gówniarstwie swym tak długo dekowali -
To taki mnie porywa wstyd, że mi jest z tym wprost nie do twarzy!
Precz ode mnie, gatunku wraży!
Niech mi się nie śmie żaden z was nawet śnić,
Bo będę pluć jak Arab i bić!
Niech mi się o nim nigdy więcej najlżej nawet nie zamarzy,
Bo wszystkich razem w kupie
Zwalę czym popadło - dla ekonomii - po olbrzymiej wspólnej dupie.(uprasza się
odbiorców o wyrozumiałość tekst ten ma ponad 70 lat więc jest w jakimś sensie
przestarzały....)
|